czwartek, 23 grudnia 2010

Z pierniczkami i z życzeniami


Mroźnych za oknem, a ciepłych w sercu,
tak po ludzku dobrych Świąt,
pełnych bliskich -
I niech Nowy Rok będzie dobry!

Pierniczki idealne (przepis powstawał przez kilka kolejnych zim, w tym roku szczególnie dziękuję Oli - za prażoną mąkę i Basi - za kawę i cytrynową skórkę):

1 szkl. miodu
1/2 szkl. cukru
1/2 kostki masła
2,5 szkl. żytniej mąki
1 - 1,5 szkl. mąki pszennej
1 płaska łyżeczka sodu
2 płaskie łyżeczki ulubionej kawy
skórka otrarta z jednej cytryny
1 płaska łyżeczka czarnego pieprzu
po 1/2 łyżeczki kardamonu, goździków i cynamonu
po 1/4 łyżeczki zielna angielskiego, gałki muszkatołowej i imbiru

Żytnią mąkę prażę na suchej patelni aż się zrumieni i zacznie pięknie pachnieć orzechami, przesiewam z mąką pszenną, dodaję cytrynową skórkę i łyżeczkę kawy. Z łyżki miodu prażę delikatny karmel, dodaję resztę miodu, cukier, masło, mieszam do rozpuszczenia, pozwalam chwilę się pogotować. Dodaję łyżeczkę kawy, przyprawy, odstawiam do przestygnięcia, dodaję sodę (spieni się i lekko pojaśnieje). Masę miodową dodaję do mąki, mieszam, wyrabiam średnio twarde, lepkie ciasto, chowam na noc do lodówki. Wałkuję cienko, wykrawam pierniczki i piekę do lekkiego zrumienienia (u mnie 6 min. w 180'C). Idealne, świąteczne :-)Ściskam Kochani, dobrego na te Święta :-)

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Piernik

A co o pierniku?
Mogłoby być na przykład tak: to stary, stareńki przepis, z tradycją, kulinarne dziedzictwo. Mogłoby być też tak: bez piernika nie ma Świąt!
Mogłoby, może bym nawet i chciała, ale tak na prawdę nie ma w mojej rodzinie piernikowej tradycji. Przez lata pierników nie było i święta się odbywały, piękne. Wszak to nie piernik czyni święta i nie makowiec, ani nawet nie uszka - a Ci dla których ten piernik, makowiec się piecze, Ci którzy te uszka lepią ..

O pierniku dojrzewającym marzyłam od lat, wyobrażałam sobie jak musi pachnieć, jak smakować. Marzyłam od lat i wreszcie zeszłej zimy poszperałam, popytałam, zagniotłam i upiekłam - ciasto niezwykłe. Niezwykle aromatyczne, niezwykle pyszne, niezwykle kruche - ciasto z marzeń. Może nie rodowe, może jeszcze nie tradycyjne, ale i tradycja musi mieć kiedyś swój początek, nieprawdaż? A zresztą korzenie piernikowego ciasta sięgają dawnych, dawnych czasów. Te staropolskie pieczone były z żytniej mąki, miodu, bez spulchniaczy, raczej bez bakalii, pieczone były nie tylko na święta - ot takie ciasto pod gorzałkę. Mój piernik wymarzony okazał się być piernikiem pszennym (choć dodatek żytniej mąki wcale nie jest od rzeczy), mocno korzennym, bakaliowym. Niebyt pulchnym, raczej kruchym, no i jednak zdecydowanie świątecznym, zimowym - tak, zapach korzennych przypraw zimową porą ogrzewa, otula.

W tym roku również upiekłam piernik, nie mogło być inaczej. Zagniotłam pod koniec października, upiekłam początkiem grudnia, przed wigilią przełożę go jeszcze węgierkowym powidłem - pyszny jest i taki "czysty", ale Bliscy polubili właśnie taki ze śliwkami - słoiczek dobrze wysmażonych, specjalnie na ten piernik czeka już od września. Tak, nie wyobrażam już sobie świąt bez piernika :-)
Przepis na piernik dojrzewający podawałam tu rok temu, w tym roku zrobiłam właściwie taki sam, zmieniłam jedynie sposób pieczenia - zamiast trzech oddzielnych placków upiekłam jedno duże ciasto, wiem że za rok spróbuję zastąpić kakao miodowym karmelem - upiekłam w tym roku takie pierniczki i jestem nimi zauroczona :)

Piernik dojrzewający:

250 g miodu
1 niepełna szklanka cukru
125 g masła
1/2 kg i 1/2 szkl. mąki
2 jajka
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 szkl. mleka
szczypta soli
1/2 szkl. posiekanych orzechów włoskich
1/2 szkl. suszonej żurawiny
1/2 szkl. rodzynek
1 łyżka ciemnego kakao

2 płaskie łyżeczki cynamonu
1 płaska łyżeczka imbiru
2 płaskie łyżeczki kardamonu
1 płaska łyżeczka gałki muszkatołowej
1 płaska łyżeczka ziela angielskiego
1 płaska łyżeczka goździków
2 płaskiej łyżeczki mielonego pieprzu

Miód, cukier i masło rozpuściłam w garnku o grubym dnie, wymieszałam, dodałam przyprawy i bakalie, lekko przestudziłam. Sodę rozpuściłam w mleku, mąkę przesiałam, dodałam jajko, kakao, sól, wymieszałam. Dodałam przestudzoną masę miodowo-bakaliową, mleko z sodą, wymieszałam wyrobiłam ciasto, w tym roku wyszło mi dużo luźniejsze niż rok temu. Ciasto przykryłam ściereczką i odstawiłam na prawie 6 tygodni do lodówki. Po tym czasie ciasto upiekłam (ok. 1 h w 180'C - trzeba sprawdzać patyczkiem), zawinęłam w ściereczkę, schowałam do pudełka - przed samymi świętami piernik przekroję i przełożę powidłem węgierkowym. Pachnie Świetami.

Wpadnijcie jeszcze przed świętami - na pierniczki :-)

wtorek, 14 grudnia 2010

Lussekatter

Zbudziły mnie rano głębokie, choć nieco fałszywe dźwięki głosu Aldy, gdy huknęła: "Sancta Lucia, świetlane zjawisko!" z taką siłą, że zdawało się, że sufit uniesie się w górę, i gdy potem podała mi do łóżka kawę, świeże bułeczki szafranowe i pierniczki.
Astrid Lindgren, Zwierzenia Britt-Mari

Dzieci z Bullerbyn i Pippi Langstrumpf to jedne z tych kilku książek, które w dzieciństwie naprawdę lubiłam. Zwierzenia Britt-Mari , również Astrid Lindgren, lubiłam chyba mniej, ale to właśnie w Britt-Mari po raz pierwszy spotkałam się z cudownie brzmiącym słowem szafranowy. Szafranowe bułeczki na dzień św. Łucji - nie pamiętam, czy wtedy marzyłam by ich spróbować, na pewno marzyłam troszkę o samej Szwecji - szafranowe bułeczki jednak utkwiły w mej pamięci jako coś zapewne niezwykle pysznego, odświętnego, wyjątkowego.

Owe szafranowe bułeczki to Lussekatter - bułeczki pieczone w Szwecji na dzień św. Łucji - ich nazwa oznacza dokładnie tyle co 'kotki św. Łucji', ale doprawdy nie mam pojęcia, co koty mają wspólnego z Łucją - a całkiem możliwe, że wspólnego nie mają zupełnie nic - Lussekatter wywodzą się bowiem od innego wypieku, bułeczek dövelskatter, czyli 'kotów diabła' (chodzi prawdopodobnie o diabła, w dawnych wyobrażeniach na terenach germańskich/niemieckich towarzyszącego św. Mikołajowi/dzieciątku Jezus). Lussekatter mogą mieć rozmaite kształty - najpopularniejsze są te w kształcie litery S (wedle niektórych opinii przedstawiają oczy św. Łucji, wg innych - ogon świątecznego prosiaka), inne to np. broda Józefa (peruka pastora), koza, gwiazda, korona (a tu rysunki).

Lussekatter, pierniczki (pepparkakkor) i kawa to tradycyjne szwedzkie śniadanie w dzień św. Łucji, je się je zresztą w czasie całego adwentu popijając rozgrzewającym glöggiem - no i cóż.. choć teraz, zwłaszcza zimową porą marzę raczej o Śródziemnomorzu , to jednak ze Szwecją skojarzenia mam bardzo miłe - dużo światła, dużo bieli, Astrid Lindgren, glögg i szafranowe bułeczki :)Lussekatter piekłam wg przepisu Ingrid Espelid Hoving - Norweżki nazywanej skandynawską Julią Child - są naprawdę wyjątkowo pyszne, to moje odkrycie ostatnich dni - jedne z najlepszych drożdżowych bułeczek jakie jadłam, a drożdżowe uwielbiam jak żadne inne ciasto. Zmieniłam jedynie ilość drożdży*, a zamiast rodzynek dodałam kryształki bursztynowego cukru candi - zmałpowałam ten pomysł od Anoushki i to jest drugie moje odkrycie - już nie mam problemu co robić z cukrem candi (do słodzenia zawsze wydawał mi się za ładny, jadłam go do tej pory ewentualnie jako.. cukierki :)) - w szafranowych bułeczkach z cukrem candi zakochałam się i jestem dziwnie pewna, że zakochacie się i Wy :-)

Lussekatter wg przepisu Ingrid Espelid Hoving (po przeliczeniu z litrów na gramy i podzieleniu mniej więcej przez 5..):

350 g mąki
60 g masła
170 ml mleka
1,5 dag drożdży
100 g cukru
1 jajko
1 g szafranu**
spora garść kryształków cukru candi bursztynowego

Z drożdży, łyżki cukru, odrobiny mleka i szczypty mąki robię rozczyn, odstawiam do podrośnięcia. W pozostałym mleku rozpuszczam masło, dodaję szafran. Wyrośnięte drożdże łączę z mąką, cukrem, mlekiem z masłem i szafranem oraz jajkiem - zagniatam elastyczne, miękkie ciasto, dobrze wyrabiam, odstawiam na 1/2 h do podrośnięcia.*** Podrośnięte ciasto rozciągam na blacie, posypuję cukrem candi, jeszcze raz delikatnie zagniatam, dzielę na 6-8 porcji, z każdej porcji robię dość cienki wałeczek i formuję w literkę S. Bułeczki przekładam na blachę, odstawiam ponownie do wyrośnięcia (ok. 30 min.), po tym czasie smaruję bułeczki rozmąconym jajkiem, piekę w 220'C do zezłocenia (ok. 7 min.). Przepyszne!

*Bułeczki są dość ciężkie, trochę "zbite", wilgotne - dokładnie takie jak lubię, oczywiście - jeśli ktoś woli bardzo lekkie, suchsze, puchate drożdżowe - ilość drożdży można zwiększyć.
**Nie polecałabym zastępowania kurkumą, gdyż w tej ilości szafran nie tylko barwi, ale nadaje też charakterystycznego aromatu.
***Ten etap można pominąć, moim zdaniem większości drożdżowych bułeczek wystarcza jedno dłuższe wyrastanie.

P.S.A u Bei również Lussekatter - prześliczne :-)

piątek, 10 grudnia 2010

Vánoční cukroví

Kus loje pro sýkory, na stole cukroví,
od zítřka noci ubývá,

mráz cukrem pokryl hory..
Karel Kryl, Vanoční
W świąteczno-zimowym rozdziale mojej pierwszej książki do nauki czeskiego języka, obok tekstu bardzo pięknej i bardzo smutnej piosenki Karla Kryla znajduje się kilka zimowych czytanek krążących zasadniczo wokół dwóch tematów - tematów, jakimi są lyžování/běžky (biegówki) i vánoční cukroví (świąteczne ciasteczka). W pierwszych czytankach bohaterowie David i Šárka wybierają się lyžovat w Karkonosze, wycieczka niestety kończy się pechowym upadkiem Šárki, w związku z czym w czytance kolejnej spotykamy naszą bohaterkę w poczekalni u lekarza - Šárka spotyka tam przeziębioną panią Cachovą i obie dochodzą do wniosku, że chorowanie w grudniu to rzecz straszna, gdyż trzeba leżeć w łóżku i tym samym nie można zajmować się wypiekaniem vánočních cukroví. Szczęśliwie dobrze opatrzona kostka Šárki szybko się goi, dzięki czemu w czytance świątecznej David może znaleźć pod stromečkem pudełko z różnymi rodzajami świątecznych ciasteczek przygotowanych przez swą miłą Šárkę i jej maminkę.

Vanoční cukroví to małe świąteczne ciasteczka, do których pieczenia Czesi zużywają w przedświątecznym okresie tony masła, mąki i cukru - ciasteczka pełne orzechów, otulone cukrem pudrem, maleńkie, urocze. Nie wiem jak rzecz ma się z biegówkami, jeśli chodzi o cukroví - mój podręcznik zdecydowanie trzyma się czeskich realiów - vánoční cukroví to rzecz ważna, narodowa tradycja, bez cukroví nie ma świąt - zresztą, zerknijcie, co o czeskich świątecznych ciasteczkach napisała niedawno Basia-buru - Basia wie, co w czeskiej trawie (śniegu?) piszczy :) Ja dodam jedynie, że ilość vykrajovátek na cukroví dostępnych w praskich sklepach z kuchyňskimi poebami przyprawia mnie zawsze o zawrót głowy..

Jedni lepią tysiące uszek do barszczu, inni wycinają tysiące maleńkich ciasteczek - ja uszka zostawiam tym, którzy to lubią i się na lepieniu znają, wycinanie ciasteczek wolę po stokroć. Dziś proponuję więc (z dedykacją dla ciasteczkowo-zakręconego Oczka) trzy przepisy na czeskie vánoční cukroví - smakują nie tylko w Czechach - smakują tak, że przepisowe upieczenie ich na początku grudnia i pozostawienia nietkniętych do świąt wydaje się rzeczą wprost niewykonalną!

Medvědí tlapky, czyli 'misie łapki' to ciemne od kakao lub cynamonu kruche ciasteczka, które swą uroczą nazwę zawdzięczają kształtowi - misiej łapki właśnie. Piecze się je w foremkach w kształcie muszelek lub magdalenek (np. takich jak na zdjęciu pierwszym),nazwa misie łapki brzmi jednak o wiele lepiej niż muszelki, nieprawdaż? :)

M
edvědí tlapky (przepis stąd*):

350g mąki
250g cukru pudru
50g kakao
260g masła
120g mielonych orzechów włoskich
1 jajko
skórka otarta z jednej cytryny
szczypta (a nawet z pół łyżeczki) zmielonych goździków

Ze wszystkich składników zagniatam ciasto, wyklejam nim foremki w kształcie muszelek (misiowych łapek :-)), piekę ok. 20 min w 160'C. Lekko przestudzone wyjmuję z foremek. Można oprószyć cukrem pudrem.W sprawie kolejnych ciasteczek - vanilkových rohličků odsyłam do Basi, dodam tylko, że pewna osoba, dla której wszelkie ciasteczka podobno mogłyby nie istnieć orzekła, iż rohlíčky powinny stać na stole przez okrągły rok!

Vanilkové rohlíčky:

150g mąki
20g cukru pudru
50 g mielonych włoskich orzechów
100g masła
ziarna z pół laski wanilii
skórka otarta z jednej cytryny
1 żółtko
cukier puder z wanilią do obtoczenia

Z mąki, cukru, orzechów, masła, żółtka i przypraw zagniatam ciasto, odkładam je na kilkanaście minut do lodówki. Ze schłodzonego ciasta formuję cienkie wałeczki, odkrawam niewielkie kawałki, formuję rogaliki, piekę do zezłocenia w 180'C (niecałe 10 min.). Lekko przestudzone obtaczam w cukrze z wanilią. I ciasteczka nr 3 - linecká kolečka - o lineckim cieście już kiedyś pisałam (tutaj) - na czeskich stronach znaleźć można też przepisy na linecké cukroví pieczone jedynie z mąki, masła i cukru w proporcjach 3:2:1 (czyli właściwie jak shortbreads). Ja swoje upiekłam z dodatkiem migdałów i żółtek - bardzo pyszne, delikatne, świąteczne.

Lineck
é cukroví (przepis słowacki, źródła nie pamiętam..):

120g masła
140g mąki
140g cukru pudru
130g mielonych migdałów
2 żółtka
skórka otarta z jednej cytryny
konfitura malinowa

Z masła, mąki, cukru, migdałów, skórki i żółtek zagniatam ciasto, odkładam je na min. 1/2h do lodówki. Schłodzone ciasto rozwałkowuję na cienki placek, wycinam kwiatki, w połowie kwiatków wycinam mniejszą foremką dziurki. Piekę w 180'C do zarumienienia (niecałe 10 min.). Ciasteczka bez dziurki smaruję malinową konfiturą, ciasteczka z dziurką oprószam cukrem pudrem, składam jedne z drugimi.
Wszystkie prze-pysz-ne!
*Wbrew temu, co mówi przepis, z którego korzstałam, uważam, że jajo jest niezbędne..
PS. Zajrzyjcie koniecznie do zalinkowanego na początku "teledysku" - na kolejnych obrazkach kolejne czeskie świąteczne zwyczaje (o których zresztą śpiewa Kryl) - powiem tylko jeszcze, że przekrojone jabłko to wróżba - gniazda nasienne układające się w przekroju w gwiazdkę zapewniają na nowy rok szczęście, w krzyż - wprost przeciwnie..

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Rugelach

Na krakowskim Kazimierzu zapłonęła już szósta chanukowa świeca, ale w Leżajsku, w Hrubieszowie czy Barczewie nie grają dziś w drejdla ani w sześćdziesiąt sześć. Trudno jest pisać o kuchni, nie pisząc o ludziach, którzy ją tworzą. Trudno jest pisać o kuchni środkowoeuropejskich Żydów, tak jak trudno jest pisać o uczuciach, jakie towarzyszą lekturze prostych opowiadań Szołema Alejchema, czy spacerom po żydowskich miasteczkach, bo przecież nie ma już tych miasteczek, gdzie szewc był poetą, zegarmistrz filozofem, fryzjer truabdurem*. Nie ma, a jednak są - miasteczka z mieszkańcami, których nie ma - w których po charakterystycznym kształcie można poznać dawne żydowskie budynki - Eva Hoffman ładnie napisała o życiu niemal wyczuwalnym pod zasłoną nagłej nieobecności.. Trudno pisać, bez popadania w ton: tak mogło być..

Ekite Pekite
Cukite Me.
Abel Fabel
Domina Ra
Echo Pecho,
Kostka Gra.

Chanukowa wyliczanka, osiem świec na chanukiji, wypadnie gimel - bierzesz wszystko - co jada się podczas Chanuki? Przede wszystkim to, co smażone na tłuszczu - na pamiątkę cudu z oliwą - czyli latkes (ziemniaczane placki), sufganijot (małe, nadziewane pączki) czy naleśniki, jada się też - wspominając biblijną Judytę - rugelach - obecne również podczas innych świąt malutkie rogaliki wypełnione orzechami z cynamonem, a w wersji środkowoeuropejskiej też na przykład morelową konfiturą.

Rugelach piekłam według przepisu Clarissy Hyman**, która o żydowskiej kuchni pisze pięknie. Wzruszająco, ale bez patosu pisze o przepisach, które z jej środkowoeuropejskimi przodkami dotarły do Manchesteru, o przepisach, które z przodkami jej przyjaciół dotarły z Izraela czy Hiszpanii w najdalsze zakątki świata - pisze o potrawach i o ludziach, o miejscach i czasach, o niezwykłych drogach zwykłych ludzi i przepisach, które z nimi wędrują i tworzą w każdym miejscu na ziemi dom.
Z przepisem na rugelach, jest jak z każdym tradycyjnym przepisem - wędrując po świecie dopasowuje się do lokalnych warunków zachowując jednak swój charakter. Trudno powiedzieć, skąd dokładnie pochodzą rugelach - w przepisie Clarissy Hyman ciasto zagniata się z mąki, masła i serka śmietankowego, co jest niewątpliwie akcentem amerykańskim - ja zastąpiłam serek środkowoeuropejskim twarogiem, zrezygnowałam też z dodatku kakao - wyszło pysznie i chyba dzięki orzechom - jakoś tak odświętnie.

200g twarogu
200g + 2 łyżki masła
150g mąki
2 łyżeczki cukru pudru
100g orzechów włoskich
50g brązowego cukru
1 łyżeczka cynamonu**
+1 białko i gruby cukier kryształ do obtoczenia

Twaróg dwa razy mielę, zagniatam ciasto z tegoż twarogu, 200g masła, mąki i cukru pudru, odkładam je na min. 1/2h do lodówki (według przepisu - na całą noc, ja się spieszyłam i 1/2h wystarczyło). Orzechy mielę dość grubo, łączę z brązowym cukrem i cynamonem. Ciasto dzielę na dwie części, wałkuję dwa koła (przez papier, bo po krótkim chłodzeniu się lepi), które smaruję stopionym masłem i wykładam na nie po połowie orzechowej masy, delikatnie przyciskam ją do ciasta. Oba koła kroję na 16 trójkątów i zwijam małe rogaliki. Rogaliki smaruję lekko ubitym białkiem, posypuję grubym cukrem. Piekę w 180'C do zrumienienia (wedle przepisu 20 min., u mnie 15 min. zdecydowanie wystarczyło). Warto!

* A. Słonimski, Elegia miasteczek żydowskich.
**C. Hyman, Kuchnia żydowska. Przepisy i opowieści z całego świata.
**Nie przepadam za cynamonem w wypiekach, ale tu sprawdza się znakomicie.

czwartek, 2 grudnia 2010

Panpepato

Panpepato, czyli 'pieprzny chleb', czyli właściwie piernik - piernik z Włoch - gdy upiekłam go po raz pierwszy pomyślałam, że podobnie mogły wyglądać owe pierwsze, pieczone bez spulchniaczy, średniowieczne pierniki, popularne w szlacheckiej kuchni, choć te bakalie.. No i żytnia mąka, w staropolskim pierniku była tylko żytnia mąka - nie, to chyba jednak całkiem inne ciasto?

W średniowieczu pierniki wypiekane były głównie w miastach hanzeatyckich, które, dzięki usytuowaniu na ówczesnych szlakach handlowych, miały dostęp do przypraw korzennych i bakalii - stąd wszystkie te smakołyki - lackerli z Bazylei, norymberskie lebkuchen, niderlandzkie speculaas czy choćby nasze toruńskie pierniki - smakołyki, które o tej porze roku dostarczają nie lada dylematu: co tu wybrać, kiedy wszystko upiec by się chciało..

A skąd piernik we Włoszech? Legenda mówi, iż wszystko zaczęło się od woreczka przypraw, który pewien młodzieniec ofiarował pewnej mniszce, jako zadośćuczynienie za dotychczasowe hulaszcze życie. Ów młodzieniec to Nicolo di Salimbeni, mniszka zaś to siostra Berta - i tu pojawiają się rozbieżności - siostra Berta, która wedle jednej z wersji legendy zaczęła z dodatkiem owych przypraw wypiekać miodowe ciasto, mające krzepić jej podopiecznych - podupadających na zdrowiu Sieneńczyków, wedle innej zaś - oddała woreczek z przyprawami wraz z przepisem na ciasto kurii, twierdząc iż nie godzi się by mniszki kosztowały tak zmysłowych smakołyków. I tak to woreczek wędrował od biskupa do biskupa, aż trafił do samego kardynała, kardynał zaś miał brata, brata kucharza - który szczęśliwie nie poczuł się onieśmielony wyjątkowym podarunkiem i dobrze wiedział, co z aromatyczną zawartością należy uczynić. Przygotował mocno korzenne ciasto miodowe, dodał do niego suszonych owoców i orzechów, o które w basenie Morza Śródziemnego nietrudno i tak zaczęła się słodko-pieprzna historia panpepato.

Panpepato to bakalie zatopione w miodowym karmelu, z dużą ilością korzennych przypraw, z dużą ilością czarnego pieprzu przede wszytskim. Panpepato to smakołyk wyjątkowy, pieprzny a słodki, wspaniały od razu po upieczeniu, po kilku tygodniach leżakowania zaś po prostu doskonały, kto jednak tyle wytrzyma? :-)
Panpepato można przygotować z mniejszą ilością korzeni i bez pieprzu, wówczas zwać się będzie panforte, można też w ogóle zrezygnować z przypraw, dodać marcepan i posypać cukrem pudrem - to panforte bianco - taką wersją ugoszczono podobno królową Małgorzatę Sabaudzką podczas jej wizyty w Sienie. Królewskiej wersji nie próbowałam, jestem jednak prawie pewna, że wersji z pieprzem nie dorówna - doprawdy, dziwne te królewskie gusta.. :-)

Panpepato na podstawie przepisu z Culinaria Italia i tego:
200 g orzechów (u mnie laskowe i migdały)
200 g suszonych lub kandyzowanych owoców (morele, żurawiny i rodzynki)
100 g kandyzowanych skórek owocowych
1/2 szkl. cukru
1/2 szkl. miodu
1/2 szkl. mąki
2-3 łyżki kakao + 1 łyżka do oprószenia ciasta
30 ziaren pieprzu
10 goździków
5 strączków kardamonu
1/2 łyżeczki ziaren kolendry
1/3 łyżeczki mielonego cynamonu
odrobinę startej gałki muszkatołowej

Orzechy obrać z łupek, z grubsza posiekać, posiekać też skórki i owoce (nie za drobno). Do owoców i orzechów dodać mąkę, kakao i przyprawy utarte w moździerzu (zostawić z pół łyżeczki przyprawy do posypania). Miód podgrzać z cukrem ( do rozpuszczenia cukru), dodać do bakalii, dobrze wymieszać, wyłożyć nie za grubą warstwą do tortownicy, piec ok. 30 min. w 180'C. Po upieczeniu wyjąc z blachy, ostudzić i oprószyć kakao wymieszanym z resztą przypraw. Jak się ma silną wolę to odczekać te dwa-trzy tygodnie, a jak się nie ma to hmm.. smacznego? :-)P.S. I chyba nawet zdążyłam na Korzenny Tydzień Ptasi :)