środa, 2 maja 2012

Do plecaka - z suszonymi warzywami

Na szlakach powyżej schronisk panuje pełnia zimy.
Informacje dodatkowe:
W razie spotkania niedźwiedzia należy wolno i spokojnie oddalić się!
Na polanach tatrzańskich zaczynają kwitnąć krokusy.
Z Komunikatu turystycznego Tatrzańskiego Parku Narodowego, 19.04.2012

Po piętnastu,  po dwudziestu minutach? Wcześniej czy później - można by nawet robić zakłady, kto tym razem pierwszy - ktoś to zawsze powie: O, jak ładnie! Tak, wśród licznych innych zalet Kraków ma i tę, że - cytując Pawła - wystarczy przejechać 20 km na południe i już jest ładnie.

Kilkanaście dni temu na owo południe ruszyliśmy w poszukiwaniu krokusów. Znaleźliśmy, a jakże, nie trzeba było specjalnie długo szukać, tak samo jak nie trzeba było szukać zimy na Grzesiu (sama się znalazła ;-)). Z wycieczki w Tatry poza zdjęciami fioletowych polan i białych szczytów, poza masą pozytywnych wrażeń, przywiozłam pomysł, by napisać czasem co nieco o posiłkach wakacyjnych, o jedzeniu na drogę, o wałówce do plecaka.

Wiadomo, czasem można zjeść w schronisku - w tym temacie nie mogę podarować i nie wspomnieć o najlepszej na świecie jajówie serwowanej jakieś 8-10 lat temu w schronisku Pod Honem w Cisnej - przy dobrych wiatrach (czyt. gdy zamówienia przyjmował chłopak) zamiast jajówy z dwóch jaj z szynką można było wynegocjować taką z trzech na cebulce - lepszej w życiu nie jadłam! Można zjeść w schronisku, można zjeść przy drodze, wałówka na drogę to jednak rzecz niezbędna. Jeżeli wiem, że nie będę nosić jej na plecach, zabrać mogę choćby i całą blachę ciasta, dziś jednak wałówka do zadań specjalnych, wałówka do plecaka.
Wakacje nad wodą kojarzą mi się nieodmiennie z zupką zwaną chińską, nie ma innej opcji - nad jeziorem, nad rzeką, przynajmniej jeden chińczyk być musi, inaczej wyjazd jest nieważny i należy go powtórzyć. Na wycieczce po górach, miejsce chińczyka godnie zająć zaś może tzw. chińczyk domowej roboty, który w zależności od użytych przypraw może stać się i daniem arabskim i daniem hinduskim - każdym. Założenia są dwa: ma być lekko (na plecach ) i sycąco, a do przygotowania potrawy ma wystarczyć porcja wrzątku. Kuskus z suszonymi warzywami doskonale spełnia oba założenia. Patent ów podejrzałam dawno temu u współspaczy w jakimś schronisku i aż żałuję, że to nie mój pomysł :-) Waży to tyle co sam kuskus, syci (żeby nie powiedzieć napycha) na cały dzień, ilość wariantów smakowych ogranicza zaś tylko wyobraźnia. Udanych wycieczek!

 Kuskus z suszonymi warzywami aka Danie błyskawiczne w stylu (tu akurat) bliskowschodnim* - bardzo dużo porcji:

400 g kuskusu
100 g suszonych warzyw (marchew, pietruszka, por, seler, cebula, czosnek)**
garść suszonych pomidorów
2 łyżki oliwy
sól
+
przyprawy, np.
po 1 łyżeczce: kuminu, słodkiej papryki, czarnego pieprzu
po 1/2 łyżeczki: cynamonu, ziaren kolendry, suszonego chili
liść laurowy
kilka ziaren ziela angielskiego
suszona cytryna (loomi)
+
wrzątek
+
4 woreczki "strunowe"

Do oddzielnych torebek strunowych pakujemy: 1 - kuskus i oliwę (kasza szybko oliwę wchłonie), 2 - suszone warzywa, 3 - sól, 4 - zmielone przyprawy (listek i loomi wkładam w całości). Na miejscu wrzucamy do miski/kubka w proporcjach dowolnych, zalewamy wrzątkiem, po kilku minutach pałaszujemy. Z widokiem na polanę krokusów - nie ma sobie równych :-)

*nazwa autorstwa Doroty :-)
**najlepsze pewnie suszone w domu, doskonałe jednak będą również warzywa dostępne w paczkach w każdym markecie  (tzw. liofilizat ekonomiczny ;-)).  Gotowiec zresztą bardziej wpisuje mi się w klimat wycieczkowy niż slow-foodowe domowe jedzenie, którego na co dzień jestem gorliwym fanem :-)

PS. I, by nie być gołosłowną - tatrzańskie krokusy - naprawdę tam są! Dużo słońca na długi weekend Wam życzę :-)





8 komentarzy:

Majana pisze...

Moniś zdjęcia są przepiękne! Te krokusy mnie zachwycają. Nie miałam okazji ich w górach podziwiać, nie byłam nigdy wiosną. Zawsze latem, a raz wczesną jesienią.
Piękne, po prostu piękne. Grzesia znam, a jakże! :)


A Wasza wałówka kuskusowa mi się bardzo podoba, smaczna, pożywna na cały dzień. I właśnie tak ma być.
A powiedz, czy WY też obowiązkowo do plecaka ładujecie czekoladę gorzką? ;)

Buzia :*

Monika pisze...

Madzia :)))
Wiesz, ja bym ten kuskus chętnie i częściej wcinała, w domu, ale nie - danie wycieczkowe musi pozostać daniem wycieczkowym :)
Gorzka czeko - powiem tak: na trzy plecaki wymienione w notce, w conajmniej jednym czekolada zwykle jest ;)
:**

book me a cookie pisze...

Te krokusy wyglądają obłędnie, jakby ktoś wylał fioletową farbę na trawę :)

Ewelina Majdak pisze...

Dywan z kwiatów! Dawno widziałam na własne ozy.
Na słowo chińczyk roześmiała mi się gęba :) Od ucha do ucha :))
W trudnych warunkach może być jedzona na sucho :D
Uściski Monika :*

Anonimowy pisze...

Pamiętam swego czasu moją wycieczkę w góry w majowy weekend, naprawdę gorący, kiedy to nie było nikogo roztropnego, kto by pomyślał, że jednak stosunkowo wysoko w górach, nad Morskim Okiem, może jeszcze leżeć śnieg. Ależ zmarzłam! I żadnej wałówy w plecaku nie było... ;))

A pomysł naprawdę genialny! Koniecznie do wypróbowania

Pozdrawiam!

Monika pisze...

Kuchareczka > Asiu, dokładnie tak :)

eMajdak (Polka) > Ewelinka, "chińczyk" - używam tej nazwy z lubością, przy okazji tego kuskusu padały jeszcze nazwy "Arab/Hindus instant" (w zależności od przypraw, ale nie chce dostać bana od googla za treści zbyt niepoprawne ;) A "chińczyk" na sucho, to jest to :)))
:*

Zaytoon > I co Oliwka, wybrałaś się w sandałach? :) Kuskus polecam szczerze :)))

Pozdrowień moc :)))

buruuberii pisze...

Monika, te krokusy to jest cos i naprawde neiwydeptane, az zaraz podesle Mamie! No i teraz na prosby na wyjazdy w Tatry wiosna juz nei bede obojetna :-)

Czyli widze, ze oprocz obowiazkowego deszczu jest i obowazkowywa zupka chinska, no ba, rozbawilas mnei do lez :D

A z kuskusem do zadan specjalnych, genialny, a pierwsze slysze!, to tez Ci powiem, ze jestem troche zazdrosna ze wymyslil to ktos inny :)) :*

Monika pisze...

Basia, powiem Ci w tajemnicy że ja często zazdroszczę że ktoś coś fajnego wymyślił przede mną :D
No a krokusy - mnie nikt nie zniechęcał na szczęście, no może trochę stwierdzenie że "więcej tam Krakusów niz krokusów" ale na szczęście w "taką se" pogode Krakusów było malutko :)))
Ale deszcz Basia to wiesz - liczy się tylko z Wami ;)
Buziaki :)