środa, 16 maja 2012

Z Mazur, z syropem sosnowym

Gdy myślę las, widzę sosny i świerki. Las ciemny, las gęsty, sosnowo-świerkowy mazurski las. Lubię moment, gdy droga na Mazury, wiodąca skądkolwiek, robi się coraz węższa i coraz bardziej kręta, gdy wjeżdża się w mazurski las i robi się coraz ciemniej, jakby chłodniej, rześko. Zabrzmi to pewnie sentymentalnie, ale właśnie wtedy czuję, że jestem już w domu, że jestem u siebie. Coraz bardziej u siebie czuję się już i w południowych, liściastych lasach, las w mojej wyobraźni to jednak właśnie ten mazurski - ciemny, gęsty, sosnowo-świerkowy..

Jadąc na Mazury z Warszawy, w ten gęsty, ciemny las wjeżdża się niemal dokładnie na dawnej granicy Prus Wschodnich*. Kilka chwil później pojawiają się i bauernhofy, charakterystyczne domy z czerwonej cegły, pojawiają się pordzewiałe żeliwne krzyże, Prusy Wschodnie zaczynają się jednak ścianą szpilkowego lasu. Dużo w tych lasach i jałowców (zwanych tu kadykami), dużo jagodowych krzaczków, poziomek, gdzie niegdzie na obrzeżach brzeziny, czarny bez.

Przed czarnym bzem zdejm kapelusz, przed kadykiem pochyl kolano - las to jedno z głównych źródeł strawy dawnych mieszkańców mazurskich ziem - las i jezioro. Darom lasów i jezior kilka rozdziałów świetnej książki Niezapomniana kuchnia Warmii i Mazur poświęciła Małgorzata Jankowska Buttita, sporo w tej książce też informacji na temat dawnych mazurskich deserów. A wśród nich mowa o pszennych plackach. Pszenne placki, czyli po prostu naleśniki, jedzono  w Prusiech głównie na słodko, jako deser - z cukrem, z owocami, z syropami. Z podobnego ciasta pieczono też tzw. wafle czyli gofry - w żeliwnych żelazkach stawianych bezpośrednio na kuchennej płycie - dużo takich żelazek można do dziś znaleźć w starych chałupach i na złomowiskach. Największym łakociem były podobno wafle pieczone na siarze - pierwszym mleku tuż po narodzinach cielaka - taka ciekawostka.

Jakiś czas temu w Szczytnie, w restauracji Mazuriana trafiłam na deser, który ucieszył mnie jak mało które danie - tak, mam w zwyczaju narzekać, że Polska to taki dziwny kraj, gdzie bez problemu można zjeść dania kuchni włoskiej, indyjskiej czy jakiejkolwiek innej, natomiast znalezienie miejsca, gdzie serwuje się tradycyjne  dania polskich kuchni regionalnych graniczy z cudem czyli niemożliwością.  Naleśniki z mazurskim syropem z sosny, bo jeśli mnie pamięć nie myli pod taką nazwą deser ten figuruje w karcie Mazuriany to moim zdaniem doskonała interpretacja mazurskiej tradycji kulinarnej. Mazurska sosna, pszenne placki, od siebie dodaję garstkę mazurskich jagód (w lecie świeże, poza sezonem suszone - mogą być lekko namoczone w rumie**) - prosto i pysznie! A na Mazurach sosna właśnie wypuściła pędy :-)


Pszenne placki z syropem z pędów sosny - inspiracja Mazuriana i Niezapomniana kuchnia Warmii i Mazur:

1/2 szkl. mąki
1 szkl. mleka
2 jajka
1 łyżeczka stopionego masła
1 łyżeczka cukru pudru
szczypta soli
+
syrop z pędów sosny (pozwolę sobie iść na łatwiznę i odesłać do przepisu Basi***)
+
lekko ubita słodka śmietanka
opcjonalnie: garstka jagód 

Przepis jak nie przepis: usmażyć cieniuteńkie placki (naleśniki po prostu :-)), podać z syropem sosnowym i ubitą śmietanką, posypać jagodami. Pachną mazurskim lasem :)

* W miejscowości Opaleniec.
** Połączenie rumu, jagód i szpilkowego aromatu to z kolei pomysł z krakowskiej Cafe-Szafe - jeszcze o tym napiszę :) 
*** Polecam nie tylko przepis, ale i całą notkę Basi, a zwłaszcza pierwszy akapit!

PS. Dodam jeszcze, że takie placki są równie pyszne z syropem mniszkowym, choć może w notce o mazurskiej sośnie nie powinnam? :-)

5 komentarzy:

Majana pisze...

Monia, jaki fajny przepis i te naleśniki mi tu pachną lasem i sosną. Ach i jagody!
Jak kiedyś będę w tamtych okolicach to wybiorę się n te naleśniki. Smacznie się zapowiadają.
I Twoja notka świetna, przeczytana z uśmiechem i ciepłem w sercu.

Buzia:*

Ewelina Majdak pisze...

Monika naleśniki cieniutkie, prawie przeźroczyste - tak jak lubię!
A ten sok z pędów to mi się marzy bardzo. Przecież on musi być o niebo lepszy niż klonowy (którego swoją droga nie lubię :))!
Monika dobrze jest, bardzo dobrze jak mi się uda dzisiaj zebrać myśli to napiszę :*

buruuberii pisze...

Monika, genialne! Przemknela mi wiesz taka mysl, ze sosna dobra nei tylko na chorobe czy sama z siebie (jeden pomysl szwedzki Ci podeslalam o drugim Ci kiedys opowiem:), ale pomyslalam ze to chyba czysta fanaberia, a teraz mam uzasadnienie i przepis :)) Naprawde szeroko sie usmiecham o ta buteleczke syropu, bo u mnei w tym roku zapanowal leń :D :*

PS. O ladne z pochylaniem kolana :) Ze zdejmowaniem kapelusza to slowami Sztaudyngera motto lesne mojej M...

grazyna pisze...

Piękne te naleśniczki , wyobrażam sobie jak smakują z syropem :)

Monika pisze...

Majana > Madzia, oj pachną :)Tę knajpę szczerze polecam, choć może nie na kawę - kiedyś była dobra ale ostatnio dostałam tam zamiast cappuccino kawę z mlekiem (no niby podobnie, ale jednak różnica jest :D) - jedzenie w każdym razie polecam szczerze (i widok z okna - w linku) :))) Ściskam Madzia, kiedys ogłoszę konkurs "kto pierwszy zostawi komentarz" - wygrasz jak nic :))):*

eMajdak (Polka) > Polcia, haha, masz do czynienia ze specjalistą w smażeniu przeźroczystych naleśników, innych nie umie ;) Syrop - wiesz, ja lubie i klonowy, ale sosna moim zdaniem wygrywa :)))
To czekam na maila Polcia i cieszę się :*

buru > Basia, ooo, to zaciekawiłaś mnie drugim szwedzkim pomysłem, bo pierwszy jest genialny :))) W tajemnicy Ci powiem, że ja żadnych z tych syropów nie używam "zdrowotnie", za to do deserów, do herbaty, do jogurtu - uwielbiam!
O sośnie pamiętam :):*
PS. A to motto masz nawet w zalinkowanej notce :) To o kadyku to podobno mazurskie przysłowie

grazyna > Ale miło Cię widzieć Grażynka :))) Nie wyobrażaj sobie - usmaż! :)

Pozdrawiam Was ciepło :)