sobota, 7 marca 2015

Kawa, musztarda, śledzie

Wydaje mi się, że wygląd ulic mojego miasta sprzed dwudziestu, dwudziestu kilku lat, mogłabym odtworzyć niemal bezbłędnie. A już na pewno wygląd ulicy, na której znajdował się warsztat Dziadków. Lody za żeton z niedźwiedziem, lody "te bliżej", Muszelka, drogeria, warsztat, mięsny, pawilony. A po drugiej stronie ulicy mleczarski, "Gumkowski" i rybol. Właściwie to do dziś w myślach często posługuję się dawną mapą i np. po tusz do drukarki chodzę "tam, gdzie stary rybny". Teraz sklepów z rybami w mieście jest kilka, jednak w mojej niereformowalnej topografii rybol jest jeden i znajduje się przy ulicy Odrodzenia (a na wystawie ma sieć i tekturowe ryby). Choć aktualnie sprzedaje się w nim komputery.. ;-)

W rybolu kupowało się oczywiście ryby i może się mylę, ale wydaje mi się, że głównie śledzie. Jeziorowe ryby zapewne też w rybolu były, ale te można było równie dobrze i za darmo - złapać. Choć akurat u mnie w domu z tym łapaniem różnie bywało, opowiem innym razem, dziś śledzie :-)

Śledzie pojawiały się zwykle w większych ilościach i zwiastowały rychłe nadejście dowolnych świąt. Święta zawsze poprzedza post, a jeśli post to wiadomo - śledzie. Śledzie w oleju, z cebulką, przygotowywane przez Babcię i rozdawane w dużych słoikach. Jakkolwiek to brzmi, z dużą radością czekałam zawsze na to postne jedzenie, śledzie z cebulką, z chlebem do wycierania z talerza resztek aromatycznego oleju, uwielbiam!
Przez długi czas śledzie z cebulą i olejem były jedynymi jakie znałam, stopniowo do śledziowego repertuaru dołączały te w pomidorach, ze śmietaną, z musztardą, z przyprawami korzennymi i z owocami, śledziowe sałatki, szuby, śledzie w słodko-kwaśnych zalewach. Nie ma chyba śledzia, który by mi nie smakował, choć są takie, które smakują bardziej, za pyszne, różowe skandynawskie śledzie oddam wiele :-) 

Dzisiejszy przepis to śledzie rodem ze Szwecji, trafiłam na nie przed rokiem, na którymś z blogów, na które nie zaglądam regularnie, pamiętam tyle, że przepis pochodzi z kuchni szwedzkiego ambasadora. Blog raczej do ambasadora nie należał ;-) W każdym razie przepis przewidywał przyrządzenie typowych skandynawskich śledzi w słodko-kwaśnej zalewie i podanie ich z ciekawym, musztardowo-miodowo-kawowym sosem. Podobnych przepisów krąży kilka, poniżej bardzo pyszna wypadkowa z tradycyjnych przepisów na śledzie w zalewie i przepisów na sos, które znaleźć można np. u Niny Hansson lub u ChiliBite.

Senap - kaffe sill, czyli szwedzkie śledzie w sosie musztardowo-kawowym:

500 g solonych matjasów

Zalewa:
200 ml wody
100 ml cukru
50 ml octu 10%
5 listków laurowych
3 ziela angielskie
10 ziaren czarnego pieprzu


Sos:
100 g musztardy
50 g miodu
50 g brązowego cukru (demerara)
50 g oleju rzepakowego
25 g octu 6%
1 podwójne espresso lub ok. 10 g zmielonej kawy

Śledzie wymoczyć przez kilka godzin w zimnej wodzie lub mleku. Przygotować zalewę: cukier rozpuścić w wodzie z octem, dodać liście i pieprz. Pokrojone na nie za duże kawałki śledzie włożyć do zalewy, marynować ok. 24h. Przygotować sos: ocet wlewać do oleju lekko ubijając, dodać cukier, miód, musztardę i kawę. Śledzie osączone z zalewy przełożyć do słoika, zalać sosem kawowo-musztardowym, odstawić na kolejnych kilka godzin (min. na noc) w chłodne miejsce. Pyszne z ziemniakami, z żytnim chlebem.

8 komentarzy:

ptasia pisze...

Wiem, gdzie był ten rybny! Tam zawsze kupowałam podczas pobytów na działce (no, wtedy nią była ;) salsę śledziową (sentyment pozostał po majówkach w Karwi ;) i inne takie. W sumie obecny rybny na Żwirki jest całkiem blisko ;).
I nie ma bata, obśliniłam się i śledzie muszą być, zwłaszcza, że tak szybko się robią.

Majana pisze...

Bardzo mi się podoba ten pomysł, muszę wypróbować koniecznie. Pyszne muszą być te śledziki. :)
Pozdrawiam ciepło :)

Monika pisze...

Ptasia, tak! Ja tam też po takie łakocie chodziła (sentyment po wakacjach w Jastarni :D śledzie po piracku czy jakoś tak :D), swoją drogą ten sklep było czuć na pół ulicy :D A wcześniej jeszcze obok był dentysta, też z takim charakterystycznym zapachem jak u dentystów ćwierć wieku temu.. ;)
A śledzie pycha, polecam :)))

Majana, Madzia wypróbuj, naprawdę są pyszne :)))

ptasia pisze...

A ten ocet do sosu też 10%?

Monika pisze...

6%, dzięki za zwrócenie uwagi Ptasiu, zapomniałam dopisać, mam nadzieję, że wyszły? Ja w sumie jakoś bardzo na moc octu nie zwracam uwagi, ale tu dawałam akurat 6% winny albo jabłkowy :-)

ptasia pisze...

O widzisz, bo myślałabym jednak o mocniejszym. Na razie leżą w zalewie (btw, ja ją przestudziłam przed zalaniem).

Monika pisze...

Ptasia, ja jej nawet nie podgrzewałam, przy tych proporcjach zwykle wszystko rozpuszcza mi się i na zimno. Ale fakt, że zalewa lepiej żeby była chłodna, jak się podgrzewa, to tak jak mówisz, lepiej przestudzić (chociaż podobno nie jest to mus, ale wydaje mi się, że jędrniejsze te śledzie zostają przy zimnej zalewie)

ptasia pisze...

A więc są ostrrre, bo miałam tylko musztardę angielską w domu. Nie wiem, czy to dobre danie na ból gardła ;). Ciekawa jestem, co M powie, bo miał oczy jak spodki jak usłyszał o kawie.