Na studiach najbardziej lubiłam zajęcia z Historii filozofii..
Wykłady odbywały się w poniedziałki o 8.00 rano, więc co poniedziałek, punktualnie o godzinie 7.30 wychodziłam z mieszkania w Oliwie, podobnie jak co poniedziałek, o odpowiednich godzinach, z mieszkań w Kolbudach, w Pruszczu i w różnych częściach Gdańska wychodzili inni uczestnicy owych zajęć.
Co poniedziałek, punktualnie o godzinie 7.30 wychodziłam z mieszkania w Oliwie, by mniej więcej w połowie drogi, przeważnie na wysokości cukierni przy pętli (jeśli szłam przez Grunwaldzką) lub warzywniaka (jeśli szłam przez Stwosza) odebrać wiadomość: - To co, do Maka*? - Czemu nie? - odpisywałam i jakieś 50 m przed budynkiem wydziału skręcałam w lewo, by kolejne 1,5 godziny spędzić nad kubkiem niezbyt smacznej kawy, dyskutując za to w przemiłym towarzystwie** na tematy wszelakie. Tym samym moja (i nie tylko moja) edukacja historyczno-filozoficzna ograniczyła się do zapoznania z listą lektur i podręczników, a o tym, że Pitagoras przestrzegał przed jedzeniem bobu dowiedziałam się zapewne w zupełnie innych i raczej kulinarnych niż filozoficznych okolicznościach.
Dlaczego przestrzegał - tu domysłów jest wiele, tak czy inaczej - wedle legendy - w ręce oprawców wpadł Pitagoras właśnie dlatego, że nie chciał wiać przez pole bobu.
My natomiast bób lubimy, zwłaszcza teraz - młody bób jest przepyszny, na upały wręcz wyśmienity. Wystarczy 2-3 minuty gotowania i już można się zajadać, można też szybko przygotować sałatkę z bobu i makaronu, z orzeźwiającym sosem z dodatkiem mięty (składniki z najnowszej Kuchni, nie robię jednak pasty, wolę bób al dente z makaronem)- idealny letni obiad!
1/2 kg młodego bobuWykłady odbywały się w poniedziałki o 8.00 rano, więc co poniedziałek, punktualnie o godzinie 7.30 wychodziłam z mieszkania w Oliwie, podobnie jak co poniedziałek, o odpowiednich godzinach, z mieszkań w Kolbudach, w Pruszczu i w różnych częściach Gdańska wychodzili inni uczestnicy owych zajęć.
Co poniedziałek, punktualnie o godzinie 7.30 wychodziłam z mieszkania w Oliwie, by mniej więcej w połowie drogi, przeważnie na wysokości cukierni przy pętli (jeśli szłam przez Grunwaldzką) lub warzywniaka (jeśli szłam przez Stwosza) odebrać wiadomość: - To co, do Maka*? - Czemu nie? - odpisywałam i jakieś 50 m przed budynkiem wydziału skręcałam w lewo, by kolejne 1,5 godziny spędzić nad kubkiem niezbyt smacznej kawy, dyskutując za to w przemiłym towarzystwie** na tematy wszelakie. Tym samym moja (i nie tylko moja) edukacja historyczno-filozoficzna ograniczyła się do zapoznania z listą lektur i podręczników, a o tym, że Pitagoras przestrzegał przed jedzeniem bobu dowiedziałam się zapewne w zupełnie innych i raczej kulinarnych niż filozoficznych okolicznościach.
Dlaczego przestrzegał - tu domysłów jest wiele, tak czy inaczej - wedle legendy - w ręce oprawców wpadł Pitagoras właśnie dlatego, że nie chciał wiać przez pole bobu.
My natomiast bób lubimy, zwłaszcza teraz - młody bób jest przepyszny, na upały wręcz wyśmienity. Wystarczy 2-3 minuty gotowania i już można się zajadać, można też szybko przygotować sałatkę z bobu i makaronu, z orzeźwiającym sosem z dodatkiem mięty (składniki z najnowszej Kuchni, nie robię jednak pasty, wolę bób al dente z makaronem)- idealny letni obiad!
2-3 garście makaronu
garść orzechów włoskich
1 łyżka oliwy
1 łyżka soku z cytryny/octu winnego
1 łyżeczka miodu
czerwony pieprz
świeżo zmielony czarny pieprz
pół garści listków mięty
Bób gotuję krótko, 2-3 min., przelewam zimną wodą, łuskam Makaron gotuję. (można zagnieść własny, chociaż w taką fajną pogodę raczej się nie chce.. :-)) Mieszam bób z makaronem, podsmażam chwilę z sosem z oliwy, cytryny i miodu, dodaję posiekaną miętę. Posypuję orzechami i pieprzem. Podaję na zimno lub na ciepło.
Smacznego!* Mak = McDonald's .. Nie żebyśmy byli fanami owego Maka, wręcz przeciwnie - po prostu było to jedyne miejsce w okolicach uczelni otwarte o tak niezwykłej godzinie (wydziałowy bufet, zwany przez naszą grupę "U złodzieja" zgodnie bojkotowaliśmy).. ;-)
** Oczywiście pozdrawiam :-)
Smacznego!* Mak = McDonald's .. Nie żebyśmy byli fanami owego Maka, wręcz przeciwnie - po prostu było to jedyne miejsce w okolicach uczelni otwarte o tak niezwykłej godzinie (wydziałowy bufet, zwany przez naszą grupę "U złodzieja" zgodnie bojkotowaliśmy).. ;-)
** Oczywiście pozdrawiam :-)
19 komentarzy:
Ja zawsze bób jem w czystej postaci, ugotowany z solą. Ale bardzo mnie korci, żeby spróbować innej wersji np z makaronem;)
Ja moje zajęcia z filozofii bardzo lubiałam, bo nasz wykładowca - kawaler - zawsze dzielił się z nami ciekawymi uwagami o kobietach. Np. że kobieta potrzebna jest mężczyźnie do podawania mydła w kąpieli :) I miał taki wysoki głos, że słyszały go w lecie wydziały dwa piętra niżej :) Ale lubiałam go.
A zdjęcie piękne. I bardzo apetyczne.
Pozdrawiam :)
ja w tym roku mam mieć zajęcia z historii filozofii, tak naprawdę to nie wiem czego się spodziewać :]
młody bób to ja bardzo, bardzo, podobnie jak Wiosenka ugotowany z samej wodzie, a potem delikatnie okraszony masłem, taki z makaronem musi być wyśmienity na obiad na gorące dni.
prześliczne zdjęcie :) a danie bardzo apetyczne!
czytam Cię dzisiaj z wielkim uśmiechem. bo teraz to ja mam dom w Oliwie. Maka mijam też, ale w ciągu tego całego czasu byłam w nim dwa razy. dwa razy w oczekiwaniu na wyniki egzaminów.
a na sałatkę się piszę. lubię bób.
O, a ja kawę z Maca wręcz uwielbiam ;) Tania a smaczna...
Ja bób za to lubię już prawie przejrzały...i zdecydowanie tylko solo ;)
Bób z makaronem - jeszcze nie próbowałam.
Muszę to nadrobić. Wygląda pysznie:)
wiosenka > polecam, makaron w sumie można opuścić, ale mięta i cytryna - bardzo pasuje, myślę że jakiś wędzony ser by jeszcze pasował? :)
kasiaaa24 > o to iście filozoficzne rozważania :) Ten nasz wykładowca też bardzo miły człowiek, przynajmniej na pierwszym wykładzie sprawiał takie wrażenie :)))
viri > no ja Ci nie powiem, czego się spodziewać, bo.. nie wiem :D A ten bób - no właśnie to taki obiad na upały :)))
Paula > dziękuję bardzo! :)
asieja > no proszę, czyżbyś w którymś z oliwskich budynków uniwerku studiowała? Teraz się ich trochę namnożyło :))) I Manekin jest!
Sałatką częstuję :)
Arven > kawę z Maca dyskwalifikuje kubek :D Wiem wiem, czego się spodziewać, ale nawet najlepsza kawa z plastiku albo "z papiera" mi nie smakuje, marudna jestem pod tym względem ;) Bób z solą - wiadomo, klasyka, najlepsza! A taki dla odmiany :)
Nika > zdecydowanie :) Polecam bardzo :)))
Upalne pozdrowienia ślę :)))
ale mi ochoty na taki bób z makaronem narobiłaś! uwielbiam bób, uwielbiam makaron!
Na myśl o bobiku dostaję ślinotoku. Szkoda, że tak krótko jest świeży i że ciężko go u mnie dostać. By się pojadło...
Aga, to mam nadzieję, że Cię namówiłam? :)
Tośku, podrzucić woreczek? :-)))
Droga taka jak moja na pierwszym roku na wydział prawa :) Tez mieszkałam na Oliwie, ale przy Parku Oliwskim, więc trochę dalej.
Bób tez nas łączy, bo go uwielbiam...:)
U nas bób lubię tylko ja - i wcale nie narzekam więcej dla mnie do podżerania :)
Zastanawiam się, dlaczego ja tak mało pamiętam z okresu studiowania. I już chyba wiem - pierwszy rok ogrom nauki i ówczesny chłopak, który nigdzie nie chciał wychodzić, a ja głupia z nim siedziałam w domu. Drugi rok - to samo. Od trzeciego roku wzwyż - praca, praca, praca z przerwą na niekończące się projekty. Ble.
Ubogie to moje życie studenckie było.
Ale się rozpisałam - przepraszam Moniko!
Bób z chęcią, ale bez makaronu zgoda?
:)
Ania, to studiowałyśmy w sąsiednich budynkach :) Może jeszcze w podobnym czasie? Ja mieszkałam pod samym Sopotem, vis a vis AWFu, kawałek drogi do uniwerku, ale lubię chodzić na piechotę :)
Pola, nie przepraszaj, pisz więcej :) Ja też nie szalałam za specjalnie i pewnie też ze względu nawał zajęć do 4 roku włącznie i niezbyt często wychodzące towarzystwo.. Ale z drugiej stronie, ile dzięki jednemu domatorowi filmów na kompie obejrzałam w czasie studiów! :D
Bobem bez kluchów częstuję :)))
No i bobiku mi się znowu zachciało! Ach Żabciu! Pysznie to wygląda!
Taki był plan Kumo - żeby się zachciało i żeby się zrobiło :) Więc w połowie już się udało ;)
Rosniesz jak mlody bob na moich ramionach :-) Ale mi sie glupot zachciewa... Ehh, terzeba mi zjesc bobu nim sie skonczy!
Alez musialy byc nudy na tej filozofii, lub ale musialo to byc dobre towarzystwo :D
PS. Monika, Ty masz swieta racje, plastik dyskwalifikuje nawet najlepsze espresso :-) A w macu lubie ciastko z wisniami, chociaz dawniej bly w nim wiscie, teraz jest tylko jakas dziwna gararetk, zmienia wiec stwierdzenie, cistko lubilam :) A wiesz jak w gwarze mlodziezowej mowi sie na Maca w CZ?
Basia, a wiesz że chciałam dac tytuł Jak młody bób? :D Ale zobaczyłam taki sam w Kuchni i nie chciałam małpować ;)
Nie wiem czy nudy, bo byłam tylko na pierwszym wykładzie ;)
P.S. Z plastykiem się zgadzamy :) A Mac w CZ nie mam pojęcia - powiesz? :)
:*
Tak wiec nic oryginalnego nie wymyslilam :)
Mac we wspolczesnym czeskim to "mekacz", piekne, nieprawdza?
Usciski!
Prześlij komentarz