To ciasteczko jest ciemne, gęste i bardzo czekoladowe. Ma jeszcze tę zaletę, że trudno je zepsuć, bo z natury jest nieudane.
Agnieszka Kręglicka (tu)
To ciasteczko to brownie i zalet ma znacznie więcej: robi się w mgnieniu oka, nie wymaga aptekarskiej precyzji, smakuje prawie wszystkim (podobno ludzie dzielą się na tych, którzy brownie kochają i tych, którzy nie wezmą go do ust - mam wrażenie, że pierwsza grupa jest jednak znacznie liczniejsza ;-)).
Przepisów na brownie są setki, bo ciasto jest bardzo podatne na modyfikacje (czyt.: wybacza wszystkie błędy - powstało w końcu dzięki temu, że jego autorka, Mildred Schrumpf, zapomniała dodać do klasycznego ciasta czekoladowego spulchniacza), moje ulubione piekę wg przepisu Agnieszki Kręglickiej, zmieniając trochę proporcje, a konkretnie - dodaję więcej czekolady, a mniej masła i cukru*. Tłumaczę sobie tak: w czekoladzie tłuszcz i cukier również się znajdują, tyle że smaczniejsze, więc ciasto ze smaczniejszym cukrem i smaczniejszym tłuszczem również powinno być lepsze. Hipoteza została zweryfikowana w wielokrotnie powtarzanym eksperymencie, polegającym na pieczeniu a następnie zjadaniu (przez różne osoby) upieczonego brownie, w związku z czym chyba można uznać ją za słuszną ;-)
Warto dodać iż naukowo udowodniono fakt, że brownie to nic innego jak mityczna ambrozja - jego głównym składnikiem jest w końcu czekolada, produkowana z ziaren kakaowca, za których smak odpowiada m. in. teobromina - i tu (etymologiczna ;-)) niespodzianka : nazwa tego alkaloidu pochodzi od greckich słów θεος (theos) - 'bóg' i βροσίς (brosis) - 'pokarm' - czyli, a jakże! - nasze brownie (zwłaszcza to mocno czekoladowe) to 'pokarm bogów'!
Agnieszka Kręglicka (tu)
To ciasteczko to brownie i zalet ma znacznie więcej: robi się w mgnieniu oka, nie wymaga aptekarskiej precyzji, smakuje prawie wszystkim (podobno ludzie dzielą się na tych, którzy brownie kochają i tych, którzy nie wezmą go do ust - mam wrażenie, że pierwsza grupa jest jednak znacznie liczniejsza ;-)).
Przepisów na brownie są setki, bo ciasto jest bardzo podatne na modyfikacje (czyt.: wybacza wszystkie błędy - powstało w końcu dzięki temu, że jego autorka, Mildred Schrumpf, zapomniała dodać do klasycznego ciasta czekoladowego spulchniacza), moje ulubione piekę wg przepisu Agnieszki Kręglickiej, zmieniając trochę proporcje, a konkretnie - dodaję więcej czekolady, a mniej masła i cukru*. Tłumaczę sobie tak: w czekoladzie tłuszcz i cukier również się znajdują, tyle że smaczniejsze, więc ciasto ze smaczniejszym cukrem i smaczniejszym tłuszczem również powinno być lepsze. Hipoteza została zweryfikowana w wielokrotnie powtarzanym eksperymencie, polegającym na pieczeniu a następnie zjadaniu (przez różne osoby) upieczonego brownie, w związku z czym chyba można uznać ją za słuszną ;-)
Warto dodać iż naukowo udowodniono fakt, że brownie to nic innego jak mityczna ambrozja - jego głównym składnikiem jest w końcu czekolada, produkowana z ziaren kakaowca, za których smak odpowiada m. in. teobromina - i tu (etymologiczna ;-)) niespodzianka : nazwa tego alkaloidu pochodzi od greckich słów θεος (theos) - 'bóg' i βροσίς (brosis) - 'pokarm' - czyli, a jakże! - nasze brownie (zwłaszcza to mocno czekoladowe) to 'pokarm bogów'!
200 g czekolady 70%
4 jajka
150 - 160 g cukru (niecała szklanka)
65 g mąki (ok. 6-7 łyżek)
65 g masła
Czekoladę rozpuścić z masłem w kąpieli wodnej. Jajka ubić z cukrem, dodać mąkę, dobrze wymieszać. Masę wlać do rozpuszczonej i przestudzonej masy czekoladowej, delikatnie wymieszać aż do dokładnego połączenia. Piec 15 min. w 180'C**. Schłodzić w lodówce. Smacznego!
*Mniej więcej - dwa razy więcej : dwa razy mniej.. Piekę zazwyczaj z 2/3 ilości składników (tortownica o średnicy 22 cm) podanych przez A. Kręglicką (z owymi modyfikacjami) i tak właśnie podaję w przepisie - porcja idealna dla 4 bardzo spragnionych czekolady osobników.
**Można dłużej, można krócej, dużo zależy od piekarnika - ważne by ciasta nie przesuszyć (absolutnie nie sprawdzamy patyczkiem :-)). Pieczone 15 min. w 180'C jest dla mnie idealne - mokre w środku, z delikatną "skórką", miękkie.
**Można dłużej, można krócej, dużo zależy od piekarnika - ważne by ciasta nie przesuszyć (absolutnie nie sprawdzamy patyczkiem :-)). Pieczone 15 min. w 180'C jest dla mnie idealne - mokre w środku, z delikatną "skórką", miękkie.
14 komentarzy:
No i podam ! Cudowne, nie tylko pewnie pyszne w smaku, ale tak pięknie sfotografowane! Podziwiam!
pysznie wygląda
zapraszam do 2 części mojego konkursu
http://smakuje.blox.pl/2010/05/Herbaty-Szlachetny-Smak-i-KONKURS.html
ha ha ogromnie podoba mi się Twój wpis, rozważania i w końcu, że to 'pokarm bogów' (: a ja szczerze powiem, że brownie to tak średnio lubię (;
b. ładne zdjęcia.
o jakie zdjęcia Monika, no takie do zapatrzenia , wiesz
Brownie lubię piec , jeść już mniej ,ale ja mało czekoladowa jestem
Zresztą wszyscy domownicy bardzo się ciesze jak je piekę :DDDD i teraz wiem czemu tak lubią , ba to ambrozja :P
pierwszy akapit.. :-)
to ciasteczko.. kusi swą czekoladowością. kuszą Twoje zdjęcia. pełne minimalizmu. ale i smaku.
wyborne! uwielbiam brownie! To Twoje jest piękne :)
ja bym się chętnie wprosiła na ten kawałek ze środka, ten największy ;)
Anna-Maria > dziękuję! Pyszne, pyszne, jak to czekolada, hihi :) Polecam i dziękuję pięknie za miłe słowo :-)))
dorota > dziękuję :-)
viridianka > ale mi miło, że Ci się podobają (miałam obawy, że przeczytam raczej "gadasz jak potłuczona", ale co tam :D) Ja lubię to brownie bardzo, ale jeden kawałeczek mi stanowczo wystarcza :-)))
margot > dziękuję, ale mi miło :) Zdjęcia robione w pośpiechu i właściwie miało ich nie być, skorzystałam z okazji że goście się spóźniali ;-) Fajnie, że tak można ambrozją nakarmić domowników i gości, nie? :) (A jeszcze powiem, że pain de martin - prze-pysz-ny! Dzięki Alu za przepis :))) )
asieja > wiesz, bardzo mi minimalizm "leży", lubię minimalistyczne zdjęcia bardzo, ale sama w sumie rzadko takie robię, nie wiem dlaczego.. Tym bardziej cieszą takie komentarze jak Twój, dziękuję :)
Paula > ja też :))) Dziękuję :)
gwiazdka > Ależ proszę - największy kawałek dla Ciebie!
Miłego, ciepłego weekendu Wam życzę, oby już bez deszczu! :-)))
Uwielbiam TO brownies - wiesz Monika, niewazne jak zabajerzone ciasto upieke, wiecej niz polowa moich znajomych i tak nastepnym razem poprosi o brwonies, ono ma cos w sobie, nie? Moze to ten brak spulchniacza? ;-)
I koniecznie schlodzic w lodowce, nawet kilka dni, a ja do tego doszlam przypadkiem, ze tez nie mialas bloga wczesniej...
TO to znaczy właśnie to Kręglickiej Basia? No patrz :)Ono jest świetne, tylko koniecznie dużo czekolady!
U mnie jest tak samo, wszyscy chcą brownie, nawet ci co słodkości tak nie baudzo.. ;)
A z tą lodówką, wiesz co, ono mi się bez lodówki rozwalało po prostu .. :-)))
:*
Monika, naprawde robie z tego samego przepisu, wyobraz sobie ze ilosc czekolady zwiekszylam o jakies 25% wlasnie ;)
A wiesz, lodowkowanie odkrylam przypadkiem, wpakowalam browies na kilka dni, wcinajac ciasto znajomi stwierdzili, ze "smakuje jak chleb elfow" i zarzadzili ze zawsze nalezy je wlozyc na kilkanascie godzin do lodowki po upieczeniu :D
Chleb elfów? Podoba mi się, cokolwiek znajomi mieli na myśli! Zawsze wyobrażałam sobie chleb elfów inaczej ale brownies są zdecydowanie apetyczniejsze niż to co sobie wyobrażałam :-)
Uściski Basia :)))
Nie mam zielonego pojecia skad moim przyjaciolom przyszlo takie porownanie, moze dlatego ze pewne miejese na uniwersytecie nazywamy "Mordorem"? :-)
Chcialam napisac "brownies dlugolezakujace", ale to smiesznie brzmi :-D
Mordorem? Powiało grozą Basia :D
No śmiesznie, ale fajnie :)
Prześlij komentarz