poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Pasztet

Pisałam o wielkanocach szlacheckich, pisałam o wielkanocach chłopskich. Dziś napisać mogę o wielkanocy tegorocznej, a dokładniej rzecz ujmując o tym, iż tegoroczna wielkanoc mnie kompletnie zaskoczyła. Że niby już? Za tydzień? Może nie powinnam się do tego przyznawać, ale koniec karnawału zaskoczył mnie podobnie, o karnawałowych słodkościach przypomniałam sobie (a właściwie przypomniano mi) na tydzień przed Tłustym Czwartkiem - mawiają: lepiej późno niż wcale :-)

Siłą rzeczy nie napiszę dziś o dalmatyńskiej pincy czyli czeskim mazancu, nie napiszę o jidašach ani o jajecznikach ani o najlepszym pod słońcem mazurku. A tym bardziej nie napiszę o wielkopostnej pučalce. Zagapiłam się i nie mam pojęcia dlaczego, ale zupełnie się tym nie przejmuję - upiekę po Świętach, wszak mazurek równie dobrze smakuje w czerwcu, smakuje też początkiem marca, gdy spragnione wiosny i gór 3-osobowe towarzystwo (pozdrawiam serdecznie P. i D. :)) po dość długich poszukiwaniach (zasypanego śniegiem ;)) szlaku ląduje w przepięknych choć absolutnie nie wiosennych okolicznościach przyrody z 3 biszkoptami, tabliczką czekolady i blachą owego mazurka, a jedyny napotkany sklep w ofercie ma.. biszkopty, Studentską i Tanją wodkę - mazurek w Koniecznej smakuje, ach, bardzo (nawet, gdy tak naprawdę marzy się o talerzu czosnkowej zupy) :)

Trochę dziwnie się czuję nie mając na Wielkanoc żadnej słodkiej notki, ale może to dobra okazja by opowiedzieć o czymś wyjątkowym? O czymś, co sprawia, że jakkolwiek by się człowiek nie zagapił, to w pewnym momencie poczuje, że Święta naprawdę tuż za progiem? Gdy do drzwi dzwoni dzwonek (bardzo długo, bo to Dziadziu - Dziadziu zawsze dzwoni jak na alarm) i po chwili do domu wchodzi Dziadek z prostokątnym zawiniątkiem, wiadomo że to już. Zapakowany w biały pergamin pasztet Babci Alinki to łakoć nad łakocie - tak jak świąteczny deser nie obędzie się bez drożdżowej baby, tak wszystkie świąteczne i okołoświąteczne śniadania składają się z kromki chleba za masłem, jarzynowej sałatki (bez grochu) przygotowanej przez Dziadka i tegoż właśnie pasztetu. Lepszego na świecie nie ma, nawet Ci, dla których najlepsze tylko to co zrobi mamusia (a tu pozdrawiam A. :)), przyznają że pasztet mojej Babci nie ma sobie równych ;-)
(Znajdź 10 szczegółów, którymi różnią się powyższe obrazki ;))
Więc dziś przepis na pasztet. Tradycyjny, z kilku mięs, warzyw, dobrze przyprawiony, z przypieczoną skórką. Rok temu podpatrzyłam, jak Babcia pasztet piecze, tej zimy wszystko dokładnie spisałam, dziś dzielę się przepisem. Choć na co dzień wcale nie mniej lubię szybkie pasztety z samych warzyw, z ryby czy z wątróbki i owoców to pasztet Babci jest dla mnie takim pasztetem - wzorcem z Sevres, ideałem. A na słodkości zapraszam jeszcze tuż przed Świętami :-)

Pasztet Babci Alinki najpyszniejszy na świecie (na bardzo dużą ilość):

mięso:

1 kg łopatki wieprzowej (chudej)
1 kg łaty wołowej
1/2 kg indyka (np. 1 udo)
1/2 kg mięsa z kurczaka
1/2 kg skóry ze słoniny
1/2 kg wątróbki indyczej/kurzej*
+ogony, żeberka, antrykot

dodatkowo:

4-5 dużych marchewek
3-4 pietruszki
kawałek selera
1 cebula
3-4 liście laurowe
6 ziaren ziela angielskiego
10 ziaren pieprzu
1 czubata łyżka soli
+
3 bułki (namoczone w ciepłej wodzie i odciśnięte)
+
4-5 jajek
1 łyżka suszonego majeranku
1 łyżeczka suszonej bazylii
1 łyżeczka suszonej natki pietruszki
1 łyżeczka suszonego kopru
1 łyżeczka pieprzu ziołowego

1. Wątróbkę wrzucić na wrzątek, pogotować ok. 1 min., wyłączyć gaz, przykryć;
2. Resztę mięsa i warzywa ugotować z przyprawami wymienionymi tuż pod spisem warzyw (zagotować, wylać wodę, umyć gar, zalać wrzątkiem, ugotować), po ugotowaniu odjąć kości;
3. Ugotowane mięso i warzywa zmielić 2-krotnie (wątróbkę, marchew i namoczoną bułkę tylko za drugim razem);
4. Do masy mięsno-warzywnej dodać jajka i suszone zioła, wszystko dobrze wyrobić, masa ma mieć konsystencję hmm.. w sam raz ;) - ciut ściślejszą niż na mielone kotlety - powiedzmy tak (jeśli będzie za rzadka dodajemy odrobinę tartej bułki, jeśli za gęsta - ok. 1/2 szkl. wywaru z mięsa);
5. Przełożyć pasztet do keksówek, wstawić do pieca nagrzanego do 150'C, podwyższyć temp. do 200'C, gdy zacznie się piec (skwierczeć) obniżyć do 160-180'C* - piec ok. 1h. Zostawić na 10 min. w wyłączonym piekarniku, studzić w blaszkach.
6. Zajmuje to wszystko cca pół dnia, ale warto, oj warto :)*te dokładne temperatury Babcia uzgodniła w odpowiedzi na jęczenie precyzyjnej wnuczki, czyli niżej podpisanej ;) - wiem jednak jak wygląda takie pieczenie - Babcia, mimo iż od kilku lat piecze w piekarniku elektrycznym, w ogóle nie zwraca uwagi na termometr, nagrzewa piekarnik na wyczucie, piecze też na wyczucie - przez długi czas wmawiała mi, że wszystko piecze w 100'C, po prostu nie przywiązuje do tego wagi ;) Także serdecznie radzę traktować powyższe dane tylko jako wskazówkę (poprzedni pasztet piekłyśmy z Babcią właśnie w takich temperaturach, sprawdzałam, ale nie za każdym razem mam tę okazję, a pasztet za każdym razem jest najlepszy na świecie :)) - piec ma być gorący, później bardzo gorący i znów trochę mniej gorący.

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

to i ja też się przyznam, że Wielkanoc mnie w tym roku nieco zaskoczyła..
A z pasztetu chętnie skorzystam, co prawda nie na Swięta, ale gdzieś tak po, bo apetyczny niezmiernie:)

Amber pisze...

I ja czuję się zaskoczona wielkanocnie...
A z pasztetem to tak i u mnie,jak piszesz- bez niego nie ma świąt, z nim wiadomo,że są.Nawet bez innych smakowitości.
U mnie to wielopokoleniowa tradycja.
Pasztet babci Alinki podobnie robiła moja babcia Helenka.
Uściski Moniko!

Majana pisze...

Moniś, jak ja lubię Ciebie czytać.
To tak, jakby przysiąść na chwilę w tym pędzie dnia i przeczytać coś miłego, coś co pozwala odpocząć, uśmiechnąć się i zachwycić.

Wspaniałe zdjęcia, wspaniały pasztet. I Babcia i Dziadek i to masełko na stole.
Wszystko wspaniałe i myslę,że Twoje święta, mimo,że Cię zaskoczyły to będą piękne. :)
Uściski:*

ewelajna Korniowska pisze...

Moniś, widzę tego Dziadka z pasztetem w rękach i wiem, ze to niezwykła sprawa..., tak samo jak późniejsza konsumpcja i te ochy i achy... U nas pasztet maminy, ale zawsze inny, choć bardzo smaczny. Buziaków moc Ci przesyłam, Moniś Droga!

Jo pisze...

Skoro nie ma lepszego, czas spróbować :)

ewelajna Korniowska pisze...

A..., i chwaliłam sie u mnie prezentami od Ciebie:)

Kamila pisze...

Taki pasztet to obowiązkowo na stole musi stać. Pysznie wygląda ten Dziadkowy :)

Ewelina Majdak pisze...

Ja Ci powiem Monia, że ja jestem w ogóle w d... w tym roku. Miałam garść pomysłów na potrawy i tak mi zeszło, że nie pokazałam nic.
:)
Boże jak ja uwielbiam pasztet!
Koniecznie z chrupiącą, spieczoną skórką i z małą ilością marchewki :)
Uściski :*
e.

Monika pisze...

a,ja w tym roku sama się sobie dziwię,że wszystko mam tak skrzętnie poukładane,jak w zegarku można by rzec;)
dziś leżakujący zakwas,niedługo kruchy spód do mazurka i jeszce pascha mnie czeka,ale takie oderwanie,zapomnienie się również ma swoje plusy i życzę Ci,aby jednak coś słodkiego znalazło się na Twoim świątecznym stole;)
pozdrawiam!

Bea pisze...

Znaczy nie jestem odosobniona w tym 'zaskoczeniu' ;) Tak jak snieg co roku zaskakuje drogowcow ;) tak i ja od kilku miesiecy nie moge sie nadziwic, ze czas tak nieslychanie szybko plynie... :(
A 'babciny' pasztet z cala pewnoscia jest najlepszy! Wszak inaczej byc nie moze :)

Pozdrawiam serdecznie Moniko i zycze radosnych Swiat!

karoLina pisze...

Monia, jesteś niesamowita, ja za pasztety i inne takie "poważne" rzeczy to nawet się nie biorę... Radosnych Świąt Ci życzę!

Majana pisze...

Wesołych Świąt Moniś:*

buruuberii pisze...

Monika, gdy czytam o mazurku w Koniecznej, to az mna skreca, juz bym tam jechala, a tu jeszcze ze 2.5 miesiaca, no wytrzymam, tylko podeslij pasztetu :))
PS. Alez jego musi byc z 5 keksowek?