Na starym zdjęciu pięcioosobowa, mazurska rodzina siedzi na ławce przed domem, w okiennicach którego ktoś wyciął serduszka - wszyscy patrzą prosto w obiektyw, nawet pies, który przywarował u nóg kobiety.
Na innym - dwóch mężczyzn patrzy w obiektyw odważnie, zaś jeden, zza rogu, raczej z ciekawością, ale i niepewnie obiektywowi się przygląda.
Na jeszcze innym do fotografii wyszli mieszkańcy całego miasteczka, widać, że każdy oderwany od swoich obowiązków, w roboczych ubraniach, ale "fotograf przyjechał!" więc trzeba ustać prosto, patrzeć wprost w szkło aparatu..
Prosto w obiektyw patrzą nawet ci, którzy ostatecznie na zdjęciu się nie znajdą, jak choćby mężczyzna trzymający metrową miarę przy drzwiach zabytkowego, wiejskiego kościoła, pomagający zapewne w sporządzaniu fotograficznej dokumentacji dla jakiejś instytucji.
Na innym - dwóch mężczyzn patrzy w obiektyw odważnie, zaś jeden, zza rogu, raczej z ciekawością, ale i niepewnie obiektywowi się przygląda.
Na jeszcze innym do fotografii wyszli mieszkańcy całego miasteczka, widać, że każdy oderwany od swoich obowiązków, w roboczych ubraniach, ale "fotograf przyjechał!" więc trzeba ustać prosto, patrzeć wprost w szkło aparatu..
Prosto w obiektyw patrzą nawet ci, którzy ostatecznie na zdjęciu się nie znajdą, jak choćby mężczyzna trzymający metrową miarę przy drzwiach zabytkowego, wiejskiego kościoła, pomagający zapewne w sporządzaniu fotograficznej dokumentacji dla jakiejś instytucji.
Lubię oglądać fotografie. Lubię oglądać fotografie dużo bardziej niż malarstwo. Lubię stare fotografie, mam wrażenie, że utrwalają rzeczywistość często wierniej niż literatura, choćby i wspomnieniowa.
Śnieg mgła droga
zaspy chaty zagrody
tej wsi nie da się zrobić
kolorowego zdjęcia.
Jak przez firankę
widać boży kraik
krzyż dzwon wieżę
(...)
Nie, tej wsi widocznej
jak przez biały tiul
nie da się zrobić
kolorowej fotografii*.
Lubię oglądać stare fotografie, lubię wyobrażać sobie jak żyli ludzie, którzy patrzą w obiektyw. Lubię zgadywać co zrobili, gdy fotograf znikł już za zakrętem, jak spędzali czas po powrocie z pola, z warsztatu, jak wychowywali dzieci**, co jedli zimą, co latem, jak i o czym ze sobą rozmawiali, czy byli szczęśliwi..
Lubię fotografie, czasem nachodzi mnie chęć, by chwycić stareńkiego Zenitha ze szwankującym światłomierzem, "jasny" obiektyw i iść robić zdjęcia, takie jak lubię - takie, na których czernie są naprawdę czarne, szarości głębokie, a biele nie zmuszają do mrużenia oczu. Pozostałyby pewnie nie wywołane, to już chyba jednak nieco inna historia.

Młode ziemniaki z koperkiem i zsiadłym mlekiem to dla mnie najbardziej letnia, wakacyjna**** potrawa, smak dzieciństwa. Chłodników się u nas raczej nie robiło - ziemniaki z zimnym mlekiem do popicia były (są!) idealne na upalne, letnie dni - najlepsze!
młode ziemniaki
koperek
mleko/kefir
opcjonalnie: masło, olej, cebula
Przepis? Letni i leniwy jak młode ziemniaki z koperkiem :) Ziemniaki czyszczę, gotuję w osolonej wodzie. Koperek siekam. Posypuję ziemniaki koperkiem, ewentualnie polewam masłem, olejem, dodaję podsmażoną cebulkę - wedle gustu i ochoty. Podaję ze zsiadłym mlekiem (jeśli w zasięgu ręki jest mleko "od baby", słoneczny parapet i zaprzyjaźnione krasnoludki ;)) lub kefirem i rzodkiewkami, najlepiej prosto z grządki.
Smacznego!

**Zastanawia mnie fakt, że wiejskie dzieci na starych fotografiach wydają się być zwykle zwyczajnie szczęśliwe, dzieci opisywane w literaturze - wręcz przeciwnie..
***Bardziej lub równie wakacyjne są chyba tylko zupki chińskie ;) I się wydało! :D Ale - tak, jestem zdania, że i "chińskie" kluchy wcinane z blaszanego kubka w pięknych okolicznościach przyrody, raz do roku nie zaszkodzą nawet food-bloggerowi ;-)