poniedziałek, 28 czerwca 2010

Młode ziemniaki

Na starym zdjęciu pięcioosobowa, mazurska rodzina siedzi na ławce przed domem, w okiennicach którego ktoś wyciął serduszka - wszyscy patrzą prosto w obiektyw, nawet pies, który przywarował u nóg kobiety.
Na innym - dwóch mężczyzn patrzy w obiektyw odważnie, zaś jeden, zza rogu, raczej z ciekawością, ale i niepewnie obiektywowi się przygląda.
Na jeszcze innym do fotografii wyszli mieszkańcy całego miasteczka, widać, że każdy oderwany od swoich obowiązków, w roboczych ubraniach, ale "fotograf przyjechał!" więc trzeba ustać prosto, patrzeć wprost w szkło aparatu..
Prosto w obiektyw patrzą nawet ci, którzy ostatecznie na zdjęciu się nie znajdą, jak choćby mężczyzna trzymający metrową miarę przy drzwiach zabytkowego, wiejskiego kościoła, pomagający zapewne w sporządzaniu fotograficznej dokumentacji dla jakiejś instytucji.

Lubię oglądać fotografie. Lubię oglądać fotografie dużo bardziej niż malarstwo. Lubię stare fotografie, mam wrażenie, że utrwalają rzeczywistość często wierniej niż literatura, choćby i wspomnieniowa.

Śnieg mgła droga
zaspy chaty zagrody
tej wsi nie da się zrobić
kolorowego zdjęcia.

Jak przez firankę
widać boży kraik
krzyż dzwon wieżę

(...)

Nie, tej wsi widocznej
jak przez biały tiul
nie da się zrobić
kolorowej fotografii*.

Lubię oglądać stare fotografie, lubię wyobrażać sobie jak żyli ludzie, którzy patrzą w obiektyw. Lubię zgadywać co zrobili, gdy fotograf znikł już za zakrętem, jak spędzali czas po powrocie z pola, z warsztatu, jak wychowywali dzieci**, co jedli zimą, co latem, jak i o czym ze sobą rozmawiali, czy byli szczęśliwi..

Lubię fotografie, czasem nachodzi mnie chęć, by chwycić stareńkiego Zenitha ze szwankującym światłomierzem, "jasny" obiektyw i iść robić zdjęcia, takie jak lubię - takie, na których czernie są naprawdę czarne, szarości głębokie, a biele nie zmuszają do mrużenia oczu. Pozostałyby pewnie nie wywołane, to już chyba jednak nieco inna historia.

Oglądając album z fotografiami dawnych Prus Wschodnich lubię wyobrażać sobie, co i jak jedli ludzie zamieszkujący te tereny przed stu - dwustu laty. Co jakiś czas myślę, by napisać tu coś o kuchni mazurskiej, w końcu to na Mazurach się wychowałam, ale szczerze mówiąc - wciąż mało o niej wiem.. Dziadkowie (i reszta rodziny) przyjechali na ziemie odzyskane znad Narwii i to pewnie potrawy z pogranicza Mazowsza i Podlasia kojarzą mi się z domem.

Młode ziemniaki z koperkiem i zsiadłym mlekiem to dla mnie najbardziej letnia, wakacyjna**** potrawa, smak dzieciństwa. Chłodników się u nas raczej nie robiło - ziemniaki z zimnym mlekiem do popicia były (są!) idealne na upalne, letnie dni - najlepsze!

młode ziemniaki
koperek
mleko/kefir
opcjonalnie: masło, olej, cebula
Przepis? Letni i leniwy jak młode ziemniaki z koperkiem :) Ziemniaki czyszczę, gotuję w osolonej wodzie. Koperek siekam. Posypuję ziemniaki koperkiem, ewentualnie polewam masłem, olejem, dodaję podsmażoną cebulkę - wedle gustu i ochoty. Podaję ze zsiadłym mlekiem (jeśli w zasięgu ręki jest mleko "od baby", słoneczny parapet i zaprzyjaźnione krasnoludki ;)) lub kefirem i rzodkiewkami, najlepiej prosto z grządki.
Smacznego!

*Wojciech Kass, Nekrolog
**Zastanawia mnie fakt, że wiejskie dzieci na starych fotografiach wydają się być zwykle zwyczajnie szczęśliwe, dzieci opisywane w literaturze - wręcz przeciwnie..
***Bardziej lub równie wakacyjne są chyba tylko zupki chińskie ;) I się wydało! :D Ale - tak, jestem zdania, że i "chińskie" kluchy wcinane z blaszanego kubka w pięknych okolicznościach przyrody, raz do roku nie zaszkodzą nawet food-bloggerowi ;-)

11 komentarzy:

ewelajna Korniowska pisze...

Moniko, ja też bardzo lubię oglądac stare fotografie. Właśnie przywiozłam sobie trochę od cioci(lat 90) i patrzę na nie jak na inny świat..., na świat, który wtedy był naprawdę inny.
U nas tez nie robiło się chłodników, a ziemniaczki popijało się maślanką:)

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

no tak, to już pora, pora na młode ziemniaki, jutro muszę się po nie wybrac gdzieś :)

Ewa pisze...

Odnośnie **: myślę, że każde dzieciństwo jeśli nie jest nacechowane cierpieniem jest dzieciństwem szczęśliwym. Nasza literatura ma niewiele wspólnego z literaturą pisaną po to by czytelnika bawić, jest po to by nas uczyć, nam przypominać, żebyśmy czasem nie zapomnieli, etc.

Czyprak Antoni pisze...

Taa, stare fotografie... no właśnie, co się z nimi stało później? Jeden złamał nogę, drugiemu motyl usiadł na czole i była kupa śmiechu, jeszcze inny kupił motor. Kurczę, mam problem z takimi zdjęciami, bo nie mogę przestać dociekać. No tak, i co zjedli na obiad tego dnia. Ech, nostalgicznie, ładnie :) Bierz, Moniko, kartochelki do ognicha :)

Panna Malwinna pisze...

każde zdjęcie ma swoją historię, ma swoja głębię. Patrzysz na osobe na zdjęciu i zastanawiasz się kim był, jak żył.
Co do ziemniaczków z koperkiem przepijanych maślanką- to właśnie mojej Babci obiad wakacyjny;)

asieja pisze...

i ja lubię zdjęcia. innych. prostotę i minimalizm. w zdjęciach i w jedzeniu. w takim jak Twoje dzisiejsze.

Gosia Oczko pisze...

Zsiadłego nie lubię, ale takie zdjęcia - starocie owszem. Ładny koper, Pani.

Monika pisze...

ewelajna > takie rodzinne stare zdjęcia to już w ogóle :) świat się zmienia niesamowicie, jak się ogląda/słucha o tym sprzed 60-70 lat to aż trudno uwierzyć że to właściwie tak niedawno, prawda? :)

aga > Obowiązkowo! :-)

nobleva > masz rację na pewno, taką mieliśmy historię że literatura zwykle była w jakiś sposób 'tendencyjna', ale czemu akurat takie książki każe się teraz czytać dzieciom to ja doprawdy nie wiem, chyba po to żeby zniechęcić do czytania..

Antoni > no właśnie ja też, wsiąkam w takie zdjęcia jak w dobrą książke. Smakowali kartochli? ;)

Panna Malwinna > Powiem Ci, że mi latem nic więcej nie potrzeba, przez to pewnie przez następne 2 miesiące się tu zbyt wyszukane przepisy nie pojawią ;)

asieja > :))) prostota i minimalizm - właśnie :)

Oczek > to właściwie lepiej dla Ciebie że nie lubisz, bo trudno to sklepowe mleko "zsiąść" a od baby nie zawsze jest ;) Dzięki w imieniu kopru :)))

Miłego gorącego dnia :)))

grazyna pisze...

Tak, w starych fotografiach jest jakaś magia...
Tak jak w kartofelkach z zsiadłym mlekiem :)

buruuberii pisze...

Monika, Ty umiesz rozbawic czlowieka, dzisiaj przeszlam obojetnie obok polki chnsich zupek, al wiem ze za 20 dni to bedzi emoje ulubione jedzenie, na ten jeden tydzien w roku i juz wiem dzieki Tobie, ze o tym musze napisac, a co, trzeba sie przyznac ze blogerom sie czasem zdarza zjesc frytki, zupke chinska, czy po prostu pomodora posypanego sola :)

Ciekawie piszesz, ze zastanawia Cie zycie ludzi ze zdjec, mnie to nigdy nie przyszlo do glowy... Ale "czernie są naprawdę czarne" to juz inna bajka, ujelas to tak jak zwyklismy mowic lata temu moczac zdjecia w lazience, tamtych czerni nic nie zastapi!

Ziemniaczki z koperkiem to cos wspanialego, wlasnie dzisiaj mielismy na obiad i musze Ci napisac, ze to smak nad smaki :)

Calus :*

Monika pisze...

Grazyna, magia prostoty? :) w tych ziemniaczkach?

Basia, oj, koniecznie napisz o chińczykach :)
Z tymi zdjęciami to różnie, ale czasem właśnie przychodzi mi do głowy, że pewnie dokładnie tak żyli dziadkowie np., pradziadkowie..
A z czerniami to dokładnie to miałam na myśli co piszesz - tylko w ciemni, ręcznie, można zrobić naprawdę ładne zdjęcie..
Ziemniaczki latem rządzą :)
:*