wtorek, 14 grudnia 2010

Lussekatter

Zbudziły mnie rano głębokie, choć nieco fałszywe dźwięki głosu Aldy, gdy huknęła: "Sancta Lucia, świetlane zjawisko!" z taką siłą, że zdawało się, że sufit uniesie się w górę, i gdy potem podała mi do łóżka kawę, świeże bułeczki szafranowe i pierniczki.
Astrid Lindgren, Zwierzenia Britt-Mari

Dzieci z Bullerbyn i Pippi Langstrumpf to jedne z tych kilku książek, które w dzieciństwie naprawdę lubiłam. Zwierzenia Britt-Mari , również Astrid Lindgren, lubiłam chyba mniej, ale to właśnie w Britt-Mari po raz pierwszy spotkałam się z cudownie brzmiącym słowem szafranowy. Szafranowe bułeczki na dzień św. Łucji - nie pamiętam, czy wtedy marzyłam by ich spróbować, na pewno marzyłam troszkę o samej Szwecji - szafranowe bułeczki jednak utkwiły w mej pamięci jako coś zapewne niezwykle pysznego, odświętnego, wyjątkowego.

Owe szafranowe bułeczki to Lussekatter - bułeczki pieczone w Szwecji na dzień św. Łucji - ich nazwa oznacza dokładnie tyle co 'kotki św. Łucji', ale doprawdy nie mam pojęcia, co koty mają wspólnego z Łucją - a całkiem możliwe, że wspólnego nie mają zupełnie nic - Lussekatter wywodzą się bowiem od innego wypieku, bułeczek dövelskatter, czyli 'kotów diabła' (chodzi prawdopodobnie o diabła, w dawnych wyobrażeniach na terenach germańskich/niemieckich towarzyszącego św. Mikołajowi/dzieciątku Jezus). Lussekatter mogą mieć rozmaite kształty - najpopularniejsze są te w kształcie litery S (wedle niektórych opinii przedstawiają oczy św. Łucji, wg innych - ogon świątecznego prosiaka), inne to np. broda Józefa (peruka pastora), koza, gwiazda, korona (a tu rysunki).

Lussekatter, pierniczki (pepparkakkor) i kawa to tradycyjne szwedzkie śniadanie w dzień św. Łucji, je się je zresztą w czasie całego adwentu popijając rozgrzewającym glöggiem - no i cóż.. choć teraz, zwłaszcza zimową porą marzę raczej o Śródziemnomorzu , to jednak ze Szwecją skojarzenia mam bardzo miłe - dużo światła, dużo bieli, Astrid Lindgren, glögg i szafranowe bułeczki :)Lussekatter piekłam wg przepisu Ingrid Espelid Hoving - Norweżki nazywanej skandynawską Julią Child - są naprawdę wyjątkowo pyszne, to moje odkrycie ostatnich dni - jedne z najlepszych drożdżowych bułeczek jakie jadłam, a drożdżowe uwielbiam jak żadne inne ciasto. Zmieniłam jedynie ilość drożdży*, a zamiast rodzynek dodałam kryształki bursztynowego cukru candi - zmałpowałam ten pomysł od Anoushki i to jest drugie moje odkrycie - już nie mam problemu co robić z cukrem candi (do słodzenia zawsze wydawał mi się za ładny, jadłam go do tej pory ewentualnie jako.. cukierki :)) - w szafranowych bułeczkach z cukrem candi zakochałam się i jestem dziwnie pewna, że zakochacie się i Wy :-)

Lussekatter wg przepisu Ingrid Espelid Hoving (po przeliczeniu z litrów na gramy i podzieleniu mniej więcej przez 5..):

350 g mąki
60 g masła
170 ml mleka
1,5 dag drożdży
100 g cukru
1 jajko
1 g szafranu**
spora garść kryształków cukru candi bursztynowego

Z drożdży, łyżki cukru, odrobiny mleka i szczypty mąki robię rozczyn, odstawiam do podrośnięcia. W pozostałym mleku rozpuszczam masło, dodaję szafran. Wyrośnięte drożdże łączę z mąką, cukrem, mlekiem z masłem i szafranem oraz jajkiem - zagniatam elastyczne, miękkie ciasto, dobrze wyrabiam, odstawiam na 1/2 h do podrośnięcia.*** Podrośnięte ciasto rozciągam na blacie, posypuję cukrem candi, jeszcze raz delikatnie zagniatam, dzielę na 6-8 porcji, z każdej porcji robię dość cienki wałeczek i formuję w literkę S. Bułeczki przekładam na blachę, odstawiam ponownie do wyrośnięcia (ok. 30 min.), po tym czasie smaruję bułeczki rozmąconym jajkiem, piekę w 220'C do zezłocenia (ok. 7 min.). Przepyszne!

*Bułeczki są dość ciężkie, trochę "zbite", wilgotne - dokładnie takie jak lubię, oczywiście - jeśli ktoś woli bardzo lekkie, suchsze, puchate drożdżowe - ilość drożdży można zwiększyć.
**Nie polecałabym zastępowania kurkumą, gdyż w tej ilości szafran nie tylko barwi, ale nadaje też charakterystycznego aromatu.
***Ten etap można pominąć, moim zdaniem większości drożdżowych bułeczek wystarcza jedno dłuższe wyrastanie.

P.S.A u Bei również Lussekatter - prześliczne :-)

15 komentarzy:

Kasia pisze...

Mam zapomniany szafran, który leży sobie w szufladzie. Z przyjemnością użyję go do tego przepisu :-) Astrid i jej książki również uwielbiam! Pozdrawiam serdecznie ;)

asieja pisze...

i Twoje są prześliczne. słoneczne i fantazyjne kształtem.
i na tego pierniczka obok bym się skusiła.

lubiłam dzieci z bulerbyn. dostałam kilka miesięcy temu książkę, bo wspominałam, że chciałabym.. a jeszcze nie znalażłam chwili, by ją przeczytac. bo ta czytana w dzieciństwie zapomniana..

Amber pisze...

Moniko, to były też moje ulubione lektury.I jeszcze Ania z Zielonego Wzgórza...Wspomnienia...
Bułeczki na dzień św. Łucji to skandynawska tradycja, która jest jak mantra.Zawsze kultywowana.
Ślicznie Ci się upiekły.I ten cukier.Bardzo do nich pasuje.
Pozdrowienia!

Bea pisze...

Moniko, sliczne!!! Proporcje skladnikow w sumie bardzo podobne, wierze wiec, ze buleczki sa przepyszne :) I uwielbiam je wlasnie za ten posmak szafranu, ale wiem, ze nie wszyscy ten smak lubia, to fakt.

Pozdrawiam serdecznie!

karoLina pisze...

Przed chwilą byłam u Bei i zastanowiła mnie symbolika kształtu bułeczek, ale teraz już wiem :) Dla mnie Szwecja to też głównie Astrid Lindgren, chociaż Zwierzenia Britt-Mari również mniej lubiłam, pewnie dlatego, że to książka dla starszych dzieci niż Bullerbyn. Ten fantastyczny opis Gwiazdki... chyba sobie poczytam, nikt sięw końcu nie dowie.

margot pisze...

Monika , te twoje Lussekatter wyglądają jak malowane , dosłownie, na tym zdjęciu to one wyglądają jakbyś je tam namalowała pastelami
Są przepiękne

Nika pisze...

Przepyszne śniadanko,
cudowny kształt tych apetycznych bułeczek :)

KUCHARNIA, Anna-Maria pisze...

Ależ mam zaległości w odwiedzaniu blogów... A tu u Ciebie jak zawsze coś niezwykłego i pięknego! Rozczuliłaś mnie wstępem z Bullerbyn, bo to absolutnie moja najukochańsza książka z dzieciństwa. Przeczytałam ją chyba kilkanaście razy, teraz czytamy razem z Synkiem i wciąż niezmiernie mnie zachwyca!
Pozdrawiam serdecznie Moniko:)

Anonimowy pisze...

Niedawno rozsypałam cały mój zapas szafranu. I to rozsypałam tak, że był nie do odratowania. Kiedy następnym razem go kupię, chętnie wykorzystam go do tych bułeczek. W wersji lekko zbitej i wilgotnej. Dokładnie takiej, jaką lubię najbardziej...

Swoją drogą - widzę, że Szwecja naprawdę ma spore grono wielbicielek! Wszak to i jeden z moich ulubionych krajów. :)

Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Ale śliczne bułeczki!!!
Chętnie wyciągnęłabym rękę po jedną :)
Ogromnie się cieszę, że pomysł z cukrem candi się przydał. BTW ja też go często jadam zamiast cukierków ;)

buruuberii pisze...

O tak, Dzieci z Bullerbyn to chyba pierwsza kasiazka ktora naprawde polubilam, a nie jest ich wiele :D Ale buleczek zadnych nie pamietam, wogole opisy jedzenia to zaczely mnie w ksiazkach interesowac jakies 5 lat temu :D

Cud kolory Monika, a ten cukier to czad, Zaba mnie namawiala, a ja jak zwykle sie ociagam :) Jak tak namawiacie, to trzeba sie zebrac w sobie :)

Monika pisze...

Kasia > SUper :) Ciekawa jestem jak będą Ci smakować, moim zdaniem są pyszne :)))

asieja > no właśnie takie słoneczne a zimą słońca brak :) Pierniczkiem częstuję wirtualnie :-)

Amber > O tak, Anię też lubiłam :)zastanawiałam się czy u nas jest tradycja jakiegoś podobnego wypieku z okazji innych świąt niż gwiazdka i wielkanoc i chyba tylko pączki na tłusty czw. przychodzą mi do głowy.. A bułeczki z cukrem polecam bardzo :-)))

Bea > No właśnie ten szafran tu jest b. dobrze wyczuwalny, niektórzy twierdzą że to taki "chemiczny" smak, mi akurat odpowiada.. A Twój przepis na pewno wypróbuję! :-)

Karolina > no ja właśnie nie wiem co z tym kształtem, mi one po prostu S przypominają ;) Ogon świniaka ewentualnie, ale oczy to już nie bardzo.. ;) A Dzieci sobie przypomniałam latem :-)

margot > Alcia, a są jak najbardziej prawdziwe :) Pomalowane żółtkiem ;) Dziękuję :)))

Nika > o tak, sniadanko idealne :)

AnnaMaria > ta książeczka się wcale ale to wcale nie starzeje, prawda? :)Synek też ją polubił?

Zaytoon > O to widzę że więcej nas, wielbicielek mało puchatego ciasta :)
Ze Szwecją to musze sprostować, chciałabym pojechać (w sumie mało jest miejsc gdzie bym nie chciała), ale ze względu na klimat to nie jest już takie wielkie marzenie, niestety przywilej nieodczuwania zimna przez cały dzień hasania po śniegu przysługuje tylko małym dzieciom, a ja kocham jak jest ciepło :D

Anoushka > Dzięki że zajrzałaś :))) Nie gadaj , też jesz cukier jak cukierki ? Od razu mi lżej że nie ja jedna :D A za pomysł z cukrem w bułeczkach to medal jak nic Ci się należy, o :)))

buru > Basia, bo bułeczki to były w Zwierzeniach Britt-Mari ;-)A swoją drogą - książka kucharska z przepisami opartymi o opisy jedzenia z literatury to byłoby coś (choć podejrzewam że już ktoś wpadł na ten pomysł:D)
Dasz się namówić na bułeczki z cukrem? :-)))

Uściski ślę Wam wszystkim serdeczne :-)))

Waniliowa Chmurka pisze...

Żółte prawie jak zakreślacz, cudne, słoneczne.
Takich kolorów Nam w zimie potrzeba (aby uzupełnić niedobór światła).
Buzia!

Gosia Oczko pisze...

Ach! To te! :) ładne! Zdjęcie też :) O! czy to są TE pierniczki? ;)))

buziak

Monika pisze...

Olcik, zakreślacz - no niech Cię :D Buziak :)

Oczku, tak tak, to TE, a właściwie rodzeństwo :D
Buźka :)))