Kumy są super!
Czechy też są super!
Wakacje są super!
W ten może mało elokwentny, ale za to radosny sposób pozwolę sobie wyjaśnić krótką przerwę w nadawaniu - ja byłam na wakacjach, a stoliczek, mimo swego bajkowego pochodzenia, nie zechciał się sam nakrywać - przepraszam w imieniu stoliczka, przyjmijmy, że i magicznym sprzętom należy się czasem urlop :-)
A wakacje - krótkie i intensywne - były fantastyczne!
Więc od początku:
Kajaki - tu, rzecz jasna, mam na myśli nie jedynie sam sprzęt pływający, a całą kajakową okoliczność i w tym miejscu jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję Basi i Łukaszowi, Waldkowi i całej przefantastycznej kajakowej gromadce - pisałam już Basi, ale napiszę i tu - było cudnie i strasznie szkoda wyjeżdżać.. Wielki uśmiech i uściski dla wszystkich i każdego z osobna i mam nadzieję do zobaczenia za czas jakiś :-)
Kumy - czyli oczywiście Kumy z Koszelewa, a konkretnie kumowa reprezentacja w składzie: Buru, Oczko, Tosiek i Radziulis Czesław (no i ja ;-)) - przy okazji bytności Kumy-emigrantki-kajakarki na północnym-wschodzie Polski odbył się kumowy zlot, pięknie już opisany przez Oczkową vel Ciocię Gosię - coż dodać - fantastycznie było i tyle :))) Więcej zapewne przy pewnym przaśnym stole, a stąd Kumom ślę buziaki i uściski - cmok cmok :-)
O Czechach napiszę więcej jak tylko coś czeskiego ugotuję, bo i tak czuję, że notka ta do najkrótszych nie będzie należała :-)
I właśnie a propos gotowania - bo w końcu o gotowaniu to blog - dodać należy, że kajakowo-kumowa część wakacji obfitowała również w kulinarne wspaniałości - począwszy od trójsmakowych kanapek, wędzonych sielawek z samiuśkich Wigier, oscypka z samiuśkiego Beskidu Niskiego, fantastycznych przetworów - porzeczkowej galaretki Basi, truskawek Waldka , które kolor miały nadzwyczajny - nie buro-brązowy jaki zwykle miewają truskawkowe dżemy a śliczny czerwoniutki, truskawkowy po prostu!) - po wybitne nalewki i inne trunki - kultową już c(na które miałam wielką chęć, a w końcu ich nie spróbowałam ;), ale muszę powiedzieć, żehyba porzeczkówkę Basi, przepyszną wiśniówkę Kasi i Andrzeja, moją skromną agrestówkę i tajemniczego Tośkowego Ducha Puszczy, czyli przedni podlaski bimber - jeśli coś lub kogoś pominęłam - uprzejmie proszę krzyczeć :-)
A wakacje - krótkie i intensywne - były fantastyczne!
Więc od początku:
Kajaki - tu, rzecz jasna, mam na myśli nie jedynie sam sprzęt pływający, a całą kajakową okoliczność i w tym miejscu jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję Basi i Łukaszowi, Waldkowi i całej przefantastycznej kajakowej gromadce - pisałam już Basi, ale napiszę i tu - było cudnie i strasznie szkoda wyjeżdżać.. Wielki uśmiech i uściski dla wszystkich i każdego z osobna i mam nadzieję do zobaczenia za czas jakiś :-)
Kumy - czyli oczywiście Kumy z Koszelewa, a konkretnie kumowa reprezentacja w składzie: Buru, Oczko, Tosiek i Radziulis Czesław (no i ja ;-)) - przy okazji bytności Kumy-emigrantki-kajakarki na północnym-wschodzie Polski odbył się kumowy zlot, pięknie już opisany przez Oczkową vel Ciocię Gosię - coż dodać - fantastycznie było i tyle :))) Więcej zapewne przy pewnym przaśnym stole, a stąd Kumom ślę buziaki i uściski - cmok cmok :-)
O Czechach napiszę więcej jak tylko coś czeskiego ugotuję, bo i tak czuję, że notka ta do najkrótszych nie będzie należała :-)
I właśnie a propos gotowania - bo w końcu o gotowaniu to blog - dodać należy, że kajakowo-kumowa część wakacji obfitowała również w kulinarne wspaniałości - począwszy od trójsmakowych kanapek, wędzonych sielawek z samiuśkich Wigier, oscypka z samiuśkiego Beskidu Niskiego, fantastycznych przetworów - porzeczkowej galaretki Basi, truskawek Waldka , które kolor miały nadzwyczajny - nie buro-brązowy jaki zwykle miewają truskawkowe dżemy a śliczny czerwoniutki, truskawkowy po prostu!) - po wybitne nalewki i inne trunki - kultową już c(na które miałam wielką chęć, a w końcu ich nie spróbowałam ;), ale muszę powiedzieć, żehyba porzeczkówkę Basi, przepyszną wiśniówkę Kasi i Andrzeja, moją skromną agrestówkę i tajemniczego Tośkowego Ducha Puszczy, czyli przedni podlaski bimber - jeśli coś lub kogoś pominęłam - uprzejmie proszę krzyczeć :-)
A dziś - z dedykacją dla przemiłych kajakarek - jagodowo-miętowe powidło - na szczęście notowałam przy smażeniu więc podaję już na 100% pewny przepis:
2 l jagód aka borówek
ok. 1/2 szkl. brązowego cukru (albo 3 duże czubate łyżki jeśli jagody są mocno dojrzałe)
garść liści mięty
1 płaska łyżeczka utłuczonego w moździerzu kardamonu
+ opcjonalnie:
sok z 1/2 cytryny
2 dodatkowe łyżki cukru
1-2 łyżki żubrówki
Jagody zasypuję cukrem, dodaję połowę mięty, doprowadzam do wrzenia, gotuję chwilkę, wyłączam gaz, studzę. Czynność powtarzam 3-4 razy aż powidło lub jak kto woli - dżem osiągnie odpowiednią konsystencję. Przed ostatnim zagotowaniem dodaję kardamon i resztę mięty, ewentualnie sok z cytryny (wówczas dosładzam 2 łyżkami cukru) i żubrówkę - gotuję, przekładam do wyparzonych słoiczków.
:-)
22 komentarze:
Trójsmakowe knapunie? Coś mnie ominęło. Ale bo ja taki niejadek jestem ;)
Ja co prawda nie kajakowałem, ale mimo to spotkanie nad Czarną Hańczą wspominam z rozrzewnieniem. Czułem się normalnie jakbym nie wyjeżdżał z Koszelewa. W sensie że jak w domu, a nie że mokro jak u mnie na gumnie po roztopach.
Pozwidełka pierwsza klasa światowa. Mięta tam musi nieźle łobuzować. Proszę zachować słoiczek na następne kumowisko :)
a to tak się robi słynne powidło Moniki
ono tak bosko smakuje jak to do placka? Na głowię stanę a zrobię (bo ja w tym roku jagody zdobywam , zawsze miałam ich nadmiar ,a w tym roku na wagę złota są )
A idźcie wiecie? :P
Nie łapie się w tych tajemniczych wpisach :)
Nic nie dodam zatem :P
Za to zawartość słoiczka jest przepiękna i niezwykle kusząca :)
:*
Antoni > No Tośku, przecie proponowane były - stanowczo jednak odmówiłeś śniadania ;)
Super było nad Hańczą, chciałabym już ruszać z powrotem :) A powidełko oczywiście zachowam, właśnie dogotowuję kolejną porcję :)
margot > a to ja nie wiedziałam że ono słynne :D Ono smakuje właściwie tak samo tylko jest ciutkę mniej słodsze i gęściejsze :) Kurcze, Ala, podesłałabym Ci tych jagód, bo u nas wysyp, szkoda że one takie nietrwałe są..
Pola > to ja jeszcze bardziej tajemniczo dodam że się szykuje dla Cię niespodziewanka :)
Ściskam Was :)
No weź teraz nie będę mogła ja zasnąć :D
o raju! a mi i kuzynom Babcia zawsze takie kanapki robiła jak mali byliśmy! zupełnie z głowy wyleciało (:
zlot kajakowy brzmi ekstra (:
a porzeczkówka mi się robi, kolor jest przecudowny! ciekawe jak będzie ze smakiem (:
Monika, ja napisze krotko, to powidlo Twe bylo boskie, przeboj lata dla mnie, przeboj kajakow 2010! Dzieki ze zamiescilas przepis, podesle kajakarzom :-)
Nie zapomianaj, ze jednym z hasel tegorocznego splywu jest tekst "ja nie wiem co tych ludzi ciagnie do wody"? :D
PS. Tosku, a ominelo, a kto uciekl ze sniadania, co? ;-))
Monia słynne , słynne
p.s nie martw się ja jagody zdobędę i zrobię , może nie cała porcję ( bo u mnie litr jagód ma taką cenę jak złoto i jeszcze ciężko kupić)ale połowę zrobię
taka kanapunia to skarb!!! a na jakimś terenowym wypadzie to jeszcze większy!
ale smakowitości 0 mniam
Monika, dzisiaj docztalam ze szczegolami, dziekije Ci za "2 l jagód aka borówek", w koncu my gorale malopolscy nie wiemy co to jagody :-)
Dzeikuje w imnieniu kajakarzy za wszystkie mile slowa, cala radosc po naszej stornie i polecamy sie za rok :D Fajnie ze z nami bylas!
A powidlo zagotowalam po raz czwarty, jeszcze raz mu potrzeba, a wygladna, no ba, tak prawie jak ma wygladac, nie moge sie nachwalic Twego przepisu/pomyslu!
:**
Pola, nie zasypiaj - wal na Kumy ;)
Viri - no a ja nie znałam trójsmakowych kanapek wcześniej :) Porzeczkówka - gwarantuję smak ma obłędny (u mnie też się robi) :)
Basia, rety, to ja się strasznie cieszę, przebój lata mówisz - w pierka poobrastam przez Ciebie :D Ale dziekuję pięknie i kajakarzy naturalnie zapraszam do stoliczka :)))
A hasła jak dobrze pamiętam były 3?
:)))
margot, jak coś to zawsze słoiczek przerobionych może pocztą pofrunąć :)
myniolinka, na dworze wszystko smakuje lepiej, nie? :)
dorota, smakowitości :) Polecam!
O, i znów Basia :) No toś powiedziała, Jagódko jedna ;) Ja tam strasznie lubię te regionalizmy, a jak dedykacja dla małopolskich górali to borówki być muszą :)
Miłych słów nigdy za wiele, i ja się polecam rzecz jasna, jeśli mnie jeszcze dość nie macie :D
Co do powidła to może tego soku z cytryny dodaj jak nie gęstnieje?
Buziak :*
To Wesoły Waldemar truskawki uskutecznił? Ja nic nie wiem - to primo. Secundo: a dlaczego?
A tak poza to fajno było, krótko tylko, co nie zmienia faktu, że można 2 kleszczom taki czas wystarczył, co by się do mnie przykolegować. To pewnie przez te leśne jagody. Usłyszały i dawaj na oko. A co miało być na jagodach, bo już zapomniałam? :)
Oko drogie, a ja nie wiem czy uskutecznił - częstował na pewno - primo, secundo - pojęcia nie mam :) Tosiek nie wiedział o trójsmakowych kanapkach, Ty o truskawach, widać każdy o czymś nie wie :)
Na jagodach - bąblowiec vel pęcherzowiec (czy jakoś tak) :)
Fajnie było, fajnie - nawet bardzo!
Buziaki :)
O! to to!- Bąblowiec, hehe! ;)
Monika, powidlo w sloikach (cale 3 sloiczki z mieta jedynie, wczesniej zrobilam 3 z mieta i kardamonem), jestem zdania, ze jest go zdecydowanie za malo, jest pyszne i nie wiem jak Ci dziekowac za przepis!!
Wiem, ze mam u Ciebie sloiczek i wiesz, odbiore z przyjemnoscia :D
no z 2 litrów wychodzą trzy tylko , dwa zjedzone , łę tylko jeden mi się ostał , co go strzegę pilnie :P
Pycha , normalnie pycha- ummie pełny ful , wypas z kardamonem i żubrówka
Oczko, ale bąblowców to nie lubimy ;)
Basia, po co dziękować, to ja się strasznie cieszę że Ci smakuje i słoiczek dostarczę :)))
margot, wow, już dwa zjedzone, nieźle :) żubrówka pasuje, nie?
Uściski dziewczyny :)))
Oj snie o tym sloiczku, bo zrobilam 5 malych i jeden malenki i juz mi malo, trzese sie by rozdawac :)
A Ty dodalas zubrowki do nalewki Monika?
Właśnie jeszcze nie, dopiero zlałam syrop, bo przez te wojaże nie miałam wcześniej czasu się za to zabrać, i myślę co zrobić.. A Ty Basia robiłaś tak jak mówiłaś - z malinami?
Monika, a wiesz ja zlalam ta borowkowke do butelek, a malin jeszcze nie ma - jak beda zrobie malinowke i zmieszam z borowczanka :-)) taki jest plan...
Nie no, jak malin jeszcze nie ma? Tu już nie ma! Nawet w lesie.. Ostatnio jakieś marne resztki zamrówczone niesamowicie zrywałam na spacerze.. Plan atrakcyjny wielce, kurcze, jak Ci się uda z tymi malinami to ja się wpraszam Basia na taką jagodzianko-malinówkę koniecznie :)))
Prześlij komentarz