A co o pierniku?
Mogłoby być na przykład tak: to stary, stareńki przepis, z tradycją, kulinarne dziedzictwo. Mogłoby być też tak: bez piernika nie ma Świąt!
Mogłoby, może bym nawet i chciała, ale tak na prawdę nie ma w mojej rodzinie piernikowej tradycji. Przez lata pierników nie było i święta się odbywały, piękne. Wszak to nie piernik czyni święta i nie makowiec, ani nawet nie uszka - a Ci dla których ten piernik, makowiec się piecze, Ci którzy te uszka lepią ..
O pierniku dojrzewającym marzyłam od lat, wyobrażałam sobie jak musi pachnieć, jak smakować. Marzyłam od lat i wreszcie zeszłej zimy poszperałam, popytałam, zagniotłam i upiekłam - ciasto niezwykłe. Niezwykle aromatyczne, niezwykle pyszne, niezwykle kruche - ciasto z marzeń. Może nie rodowe, może jeszcze nie tradycyjne, ale i tradycja musi mieć kiedyś swój początek, nieprawdaż? A zresztą korzenie piernikowego ciasta sięgają dawnych, dawnych czasów. Te staropolskie pieczone były z żytniej mąki, miodu, bez spulchniaczy, raczej bez bakalii, pieczone były nie tylko na święta - ot takie ciasto pod gorzałkę. Mój piernik wymarzony okazał się być piernikiem pszennym (choć dodatek żytniej mąki wcale nie jest od rzeczy), mocno korzennym, bakaliowym. Niebyt pulchnym, raczej kruchym, no i jednak zdecydowanie świątecznym, zimowym - tak, zapach korzennych przypraw zimową porą ogrzewa, otula.
W tym roku również upiekłam piernik, nie mogło być inaczej. Zagniotłam pod koniec października, upiekłam początkiem grudnia, przed wigilią przełożę go jeszcze węgierkowym powidłem - pyszny jest i taki "czysty", ale Bliscy polubili właśnie taki ze śliwkami - słoiczek dobrze wysmażonych, specjalnie na ten piernik czeka już od września. Tak, nie wyobrażam już sobie świąt bez piernika :-)

Przepis na piernik dojrzewający podawałam
tu rok temu, w tym roku zrobiłam właściwie taki sam, zmieniłam jedynie sposób pieczenia - zamiast trzech oddzielnych placków upiekłam jedno duże ciasto, wiem że za rok spróbuję zastąpić kakao miodowym karmelem - upiekłam w tym roku takie pierniczki i jestem nimi zauroczona :)
Piernik dojrzewający:
250 g miodu
1 niepełna szklanka cukru
125 g masła
1/2 kg i 1/2 szkl. mąki
2 jajka
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 szkl. mleka
szczypta soli
1/2 szkl. posiekanych orzechów włoskich
1/2 szkl. suszonej żurawiny
1/2 szkl. rodzynek
1 łyżka ciemnego kakao
2 płaskie łyżeczki cynamonu
1 płaska łyżeczka imbiru
2 płaskie łyżeczki kardamonu
1 płaska łyżeczka gałki muszkatołowej
1 płaska łyżeczka ziela angielskiego
1 płaska łyżeczka goździków
2 płaskiej łyżeczki mielonego pieprzu
Miód, cukier i masło rozpuściłam w garnku o grubym dnie, wymieszałam, dodałam przyprawy i bakalie, lekko przestudziłam. Sodę rozpuściłam w mleku, mąkę przesiałam, dodałam jajko, kakao, sól, wymieszałam. Dodałam przestudzoną masę miodowo-bakaliową, mleko z sodą, wymieszałam wyrobiłam ciasto, w tym roku wyszło mi dużo luźniejsze niż rok temu. Ciasto przykryłam ściereczką i odstawiłam na prawie 6 tygodni do lodówki. Po tym czasie ciasto upiekłam (ok. 1 h w 180'C - trzeba sprawdzać patyczkiem), zawinęłam w ściereczkę, schowałam do pudełka - przed samymi świętami piernik przekroję i przełożę powidłem węgierkowym. Pachnie Świetami.
Wpadnijcie jeszcze przed świętami - na pierniczki :-)