Białe ogrodowe meble z plastiku. Portret świętego i stojące na regale rosochate coś. Wystarczył rzut oka na salę 207 by pomyśleć, że kolejne 5 lat upłynie w z deka "niekonwencjonalnej" atmosferze. Gdy zaczynałam studia, katedra slawistyki jako najmniejsza na całej gdańskiej humanistyce dysponowała jedną jedyną salą, w związku z czym zajęcia odbywały się w najprzedziwniejszych miejscach - a to - dla żartu jak sądzę - w auli na 500 osób (gdy nasza grupa liczyła osób coś koło 10), a to na korytarzu, a to w białym domku, a bywało że i w zaprzyjaźnionym, ciemnym i wiecznie zadymionym, klubie studenckim X. Wiecznie zadymiony był zresztą nie tylko X, 10 lat temu papierosowy dym snuł się po bocznych klatkach schodowych wydziału, doniczki z paprociami na parterze służyły za popielniczki, a w gabinecie pewnego bardzo charakterystycznego profesora siekierę można było wieszać. Gdy kończyłam studia zadymiona przestrzeń skurczyła się do wydziałowego patio*, nasza 207, którą dla jej niezobowiązującego wystroju nazywaliśmy kaficiem**, dostała stoły i krzesła z prawdziwego zdarzenia, nowiuśkie, lśniące dekoracje, zmiany to obiektywnie na lepsze, ale czegoś jakby brak..
Wróćmy jednak do czasu, gdy w kaficiu ze ściany zerkał święty, stoły były plastikowe i okrągłe a z regału straszyło owo rosochate coś. Ustrojone bibułkami, wysokie na jakiś metr coś okazało się być slavskim kolačem, który w pierwszym roku istnienia katedry upiekła na slavę jedna z lektorek - jeśli dobrze liczę, ów kolač, nienaruszony, spędził na regale dobrych 10 lat, nie mam pojęcia kto odważył się go stamtąd zdjąć.
W Serbii nie obchodzi się imienin, obchodzi się slavę, czyli święto patrona. Najważniejszy jest patron rodu, swoje slavy obchodzą też jednak i przeróżne instytucje, miasta, slavę obchodzi też szkoła. 27 stycznia, slava św. Savy to w Serbii Dzień Edukacji Narodowej, to również święto wszystkich dzieci, dečija slava.. Bardzo podobało mi się w Serbii podejście do dzieci, takie południowe, pełne ciepła i dość swobodne. Dzieci jak wszędzie na południu są uwielbiane, med medeni i sama słodycz, zawsze blisko rodziców, čików i tetek**, którzy doskonale wiedzą, że maluchy mają to do siebie że się brudzą i są głośne. I nikt im tego nie ma za złe :-)
Wraz z serbskimi dzieciakami, 27.01 obchodzi swoją slavę również gdańska slawistyka, z tej okazji coroczne žito (pszenica z miodem i orzechami) i slavski kolač - kolač z pierwszej slavy to ten, który przetrwał w 207 kilka dobrych lat :-)
Wróćmy jednak do czasu, gdy w kaficiu ze ściany zerkał święty, stoły były plastikowe i okrągłe a z regału straszyło owo rosochate coś. Ustrojone bibułkami, wysokie na jakiś metr coś okazało się być slavskim kolačem, który w pierwszym roku istnienia katedry upiekła na slavę jedna z lektorek - jeśli dobrze liczę, ów kolač, nienaruszony, spędził na regale dobrych 10 lat, nie mam pojęcia kto odważył się go stamtąd zdjąć.
W Serbii nie obchodzi się imienin, obchodzi się slavę, czyli święto patrona. Najważniejszy jest patron rodu, swoje slavy obchodzą też jednak i przeróżne instytucje, miasta, slavę obchodzi też szkoła. 27 stycznia, slava św. Savy to w Serbii Dzień Edukacji Narodowej, to również święto wszystkich dzieci, dečija slava.. Bardzo podobało mi się w Serbii podejście do dzieci, takie południowe, pełne ciepła i dość swobodne. Dzieci jak wszędzie na południu są uwielbiane, med medeni i sama słodycz, zawsze blisko rodziców, čików i tetek**, którzy doskonale wiedzą, że maluchy mają to do siebie że się brudzą i są głośne. I nikt im tego nie ma za złe :-)
Wraz z serbskimi dzieciakami, 27.01 obchodzi swoją slavę również gdańska slawistyka, z tej okazji coroczne žito (pszenica z miodem i orzechami) i slavski kolač - kolač z pierwszej slavy to ten, który przetrwał w 207 kilka dobrych lat :-)
Nie napiszę dziś jednak o kolaču (który tak na prawdę jest suchą, mało słodką bułą..), napiszę o svatosavskich perecach. Dečija slava przypada zwykle w czasie zimowych ferii, dzieci nie idą wówczas do szkoły, idą zaś do cerkwi, recytują wiersze dla św. Savy i otrzymują podarki. W Vojvodinie tradycyjnym dziecięcym smakołykiem na Savindan są właśnie perece, pulchne drożdżowe precle, ze słoną polewą - wszystkie dzieci wiedzą, że ta polewa jest w perecach najpyszniejsza!
Svetosavske perece - przepis Jafi z bloga Kuhinjske čarolije (Verko, dziękuję!):
Ciasto:
400 g mąki
20 g drożdży
100 ml mleka
200 ml wody
50 ml oleju/oliwy o łagodnym smaku bądź stopionego masła
1 łyżeczka soli
1 łyżka cukru
1 żółtko+odrobina mleka
Polewa:
3 łyżki mąki
1 łyżka soli
woda
Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku, dodać odrobinę mąki, cukier, poczekać aż drożdże "ruszą". Mąkę wymieszać z solą, dodać rozczyn, ciepłą wodę, tłuszcz, wyrobić bardzo miękkie ale nieklejące ciasto (w razie potrzeby podsypać delikatnie mąką). Ciasto odstawić do podrośnięcia (40-60 min.), następnie podzielić je na 8 części, z każdej formować długi, cienki wałek i zaplatać perece***. Pozwolić podrosnąć, w tym czasie przygotować polewę: mąkę wymieszać z solą, dodać zimnej wody tyle, by uzyskać "ciasto" o konsystencji nieco gęstszej niż naleśnikowa. Perece posmarować żółtkiem rozmąconym z mlekiem, piec na bladozłoto w 250'C (chyba ok. 8 min.), wyjąć, polać polewą, dopiec 2-3 min. W żadnym razie nie czekać aż ostygną ;-)
*Doszły mnie słuchy, że w tym roku, ze względu na całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych zamknięto na głucho również patio - o zgrozo! Nie łatwiej było wywiesić kartkę?
** kafić - sch.'bar, knajpa, kawiarnia'*** czyli wujków i cioć - nikt nie mówi do dorosłych per "Pan/Pani", dzieci są bardzo bezpośrednie i swobodne.
****Ciasto się bardzo zbiega, ale nie trzeba się tym przejmować, kształt łatwo poprawić, gdy perece już podrosną.
****Ciasto się bardzo zbiega, ale nie trzeba się tym przejmować, kształt łatwo poprawić, gdy perece już podrosną.