wtorek, 30 kwietnia 2013

Piwo jałowcowe 2013

Na orłowskich piaskach rósł ponoć tylko len i jałowce. Mówią, że przed stu, dwustu laty żyli tam wielcy bogacze, zanim Narew naniosła piachu, Orłowo leżało wśród pól czarnoziemu. Czasem ktoś kopał rów albo studnię to widział. Pod piachem była czarna ziemia. A początkiem XX wieku już tylko ten len i jałowce.

Z jałowca na święta robiło się piwo, na Wielkanoc, na Boże Narodzenie piwo było z cukrowych buraków, jak urosły..

Na Mazury pierwsza przyjechała Heńka. Uciekła właściwie, za kołtuniarzem, inaczej na niego nie powiedzieli. Alinka przyjechała za Heńką, a do nich Karolcia, najmłodsza. I tu też rosły jałowce, więc warzyły to piwo nadal. Potem pojawił się podpiwek więc do jałowców jeździło się już tylko na wycieczki, na niedzielny spacer, a piwo na święta było z podpiwka. Też pyszne.

Nie będę ściemniać, jałowcowego piwa, a nawet podpiwka nie robi się u nas specjalnie często. Prędzej wypije się kubek na kurpsioskich festynach, na jarmarkach, wystarczy. Ale czasem jest i własne, delikatnie miodowe, lekko mętne, orzeźwiające, wtedy też jest święto :-)

Piwo jałowcowe, kozicowe to podobno specjalność kurpiowska, Babcia Alinka jednak przywiozła je z Mazowsza. To jeden z tych lekko gazowanych, orzeźwiających napojów takich jak kwas chlebowy, podpiwek, czy różne kwasy owocowe - co powiecie na piwo jałowcowe do majówkowego kosza?


Piwo jałowcowe - na podst. przepisu Babci Alinki:

1 l owoców jałowca (świeżych, suszonych można dać nawet połowę mniej)
2-3 garści szyszek chmielu
10 l wody
25 g drożdży
3/4 kg cukru
1 szkl. miodu

Jałowiec lekko rozgnieść, wraz z chmielem zalać wodą, zostawić na noc. Zagotować, przestudzić, odcedzić i przefiltrować, np. przez poczwórnie złożoną gazę. Posłodzić cukrem i miodem, lekko podgrzać, dodać drożdże, zostawić na kolejną noc do przerobienia. Gdy się uspokoi przelać do butelek. Na majówkę, może być? :-)

czwartek, 18 kwietnia 2013

Z karmelem - chlebek turecki

Jakieś 20 lat temu był do kupienia w każdej piekarni. Na Mazurach na pewno. Ja pamiętam raczej podłużny i spłaszczony, moja Mama niewielką bułeczkę. Na pewno miał rodzynki, na pewno był lekko słodki, ale nie na tyle by nazwać go słodką bułką, słodko-gorzki taki. No i na pewno pachniał zbożową kawą. I czymś jeszcze. To coś to niezła zagadka, nawet google milczy albo twierdzi, że to pilnie strzeżona tajemnica. 

Chlebek turecki, bo o nim mowa, dziś już chyba nie dostania, ze świeżym twarogiem i dżemem (najlepiej porzeczkowym) smakował jak najlepsze delicje. Zresztą i bez żadnych dodatków był rewelacyjny. Hitem mojego dzieciństwa była co prawda bułka maślana (czasem w kształcie ludzika! - dziś sobie nie wyobrażam jak mogłam tak spokojnie przekrajać ludzika na pół albo np. odgryzać mu głowę..) ale chlebek turecki nie pozostawał daleko w tyle. Gdy więc Żaba wspomniała, że ma przepis, że kupiła kawę Inkę na chlebek turecki, bez zastanawiania zaproponowałam wspólne pieczenie. U Żaby przepis pojawi się co prawda nieco później (Żabo, trzymam kciuki nieustannie ;)),  ja zapraszam na chlebek turecki już dziś.

A jeszcze ów tajemniczy składnik! W przepisie, z którego korzystałyśmy chlebek słodzi się melasą. Mi ten zapach nie do końca do chlebka tureckiego pasował, szukałam gdzie mogłam i trafiłam na kilka informacji - o cukrze inwertowanym, o miodzie, Żaba wspomniała też o słodzie pszennym (możliwe że chlebek na słodzie nie wymagałby użycia kawy zbożowej). Ja spróbowałam z karmelem i wydaje mi się, że chlebek z karmelem smakuje jak ten sprzed lat, sprawdzicie czy mam rację? :-)
 Z uwag technicznych - uważajcie przy łączeniu karmelu z mlekiem - raz żeby się nie zwarzyło, a dwa - nie mam pojęcia jakie tajemnicze reakcje w tym karmelowym mleku zachodzą, pieni się ono jednak niezwykle - mam wrażenie, że wsypanie kilograma sody do masy na pierniczki nie dałoby tak spektakularnych efektów ;-) Więc dodajemy mleko po odrobinie. I to właściwie tyle. Poza tym robi się w mig i jest przepyszny. Dokładnie tak jak kiedyś :-)

 Chlebek turecki - na podst. przepisu dorotus i Tatter + moje zmiany:

500 g mąki pszennej typ 820
350 ml mleka
50 masła
15 g drożdży
9 łyżek cukru (płaskich)
8 łyżek kawy zbożowej
0,5 łyżeczki soli
+ rodzynki
+ żółtko roztrzepane z łyżką mleka

Z drożdży, łyżki mąki i łyżki ciepłego mleka zrobić zaczyn, odstawić do podrośnięcia. Mleko zagotować, cukier uprażyć na średnio-bursztynowy karmel (podgrzewam cukier na średnim ogniu cały czas mieszając do czasu aż uzyska odpowiedni kolor i zacznie pachnieć karmelowo). Do karmelu po odrobinie dodawać bardzo gorące* mleko (pieni się!), dodać masło, mieszać na małym ogniu do uzyskania jednolitej masy, przestudzić. Do mąki dodać rozczyn, kawę i sól, wymieszać, dodać karmelowe mleko, wymieszać i zagnieść gładkie ciasto. W połowie wyrabiania dodać rodzynki. Odstawić do podwojenia objętości (u mnie ok. 1 h). Z ciasta uformować chlebki, najlepiej wąskie, podłużne, ale bułeczki też dają radę, odstawić do ponownego wyrośnięcia (ok. 30 min.). Wyrośnięte posmarować żółtkiem, piec 25-30 min. w 190'C. Taki że ach!

*można spróbować też z zimnym, ale nawet wrzące mleko/woda i tak wystarczająco obniża temperaturę karmelu a przynajmniej nie otrzymujemy karmelowego kamienia, który i tak trzeba rozpuścić. Poza tym wydaje mi się, że w przypadku gorącego mleka trudniej o zwarzenie.

PS. Żabo, daj mu jeszcze szansę! ;-) I dzięki wielkie :-)
Basiu, poznajesz nożyk? :-)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Ze śliwkami w miodzie i czekoladą - mazurek

Myślę sobie że, ta zima kiedyś musi minąć,
Zazieleni się, urośnie kilka drzew..
Nosowska&VooVoo, Nim stanie się tak.

W ramach obowiązkowego ostatnimi czasy komentarza pogodowego nucę piosenkę Nosowskiej&VooVoo i szybko, szybciutko przechodzimy do tematu dzisiejszego wpisu, a tematem tym są..

Toruńskie pierniki? Krówki? Ptasie mleczko?
Żubrówka?
Wiejska kiełbasa?

Jakie kulinarne suweniry z Polski zabieracie ze sobą w podróż? Czym poczęstowalibyście obcokrajowców, chcących spróbować czegoś pysznego i typowo polskiego?

Pierwsze co przychodzi mi do głowy w temacie kulinarnych podarków z PL to śliwki w czekoladzie, choć tych pysznych, nie za dużych, nieprzesłodzonych od jakiegoś czasu trudno szukać. Ładnie zapakowane śliwki w czekoladzie to fantastyczny kulinarny podarek, domowe śliwki w czekoladzie to jeden z tych deserów, które znikają ze stołu jeszcze przed obiadem :-)

Robię śliwki w czekoladzie od lat, na milion sposobów, nieskromnie powiem że przepis na śliwki w czekoladzie doszlifowałam do perfekcji, o ile tu w ogóle może być mowa o przepisie. Wystarczy w końcu oblać suszone śliwki czekoladą i już są, można pomacerować je wcześniej w czymś dobrym i są jeszcze lepsze, można je czymś nadziać i to już w ogóle pełnia (śliwkowego) szczęścia. Moja ulubiona wersja to ta inspirowana artykułem Agnieszki Kręglickiej Poranny koktajl księcia Karola - śliwki w miodzie pitnym, w którym wcześniej przez kilka dni maceruję przyprawy, nadziewane domowym marcepanem z orzechów włoskich i oblane gorzką czekoladą. O tych śliwkach piszę już ze dwa lata, kiedyś może przyjdzie czas i na nie, dziś będzie mazurek. Mazurek z najlepszymi śliwkami na świecie.
Przygotowanie tego mazurka zajmuje kilka dni, pracy jednak nie ma przy nim prawie wcale. Najwięcej czasu trwa macerowanie - najpierw przypraw w miodzie, a potem śliwek, zaręczam jednak że warto, smak tego mazurka wynagrodzi trudy tygodniowego czekania :-)

Mazurek ze śliwkami w miodzie i czekoladą - inspirowany pomysłem na śliwki macerowane w miodzie Agnieszki Kręglickiej:

Spód:
150 g mąki pszennej (typ 450)
70 g skrobi
70 g cukru pudru
150 g masła
1 żółtko

Masa:
400 g suszonych węgierek
200 ml miodu pitnego
9 ziarenek czarnego pieprzu
1 listek laurowy
1/2 laski wanilii

Polewa:
200 g czekolady 70% kakao
50 g masła
+
skórka pomarańczowa lub cytrynowa w cukrze

Do miodu dodać pieprz, listek i wanilię, przykryć, odstawić na kilka dni. Następnie miodem tym zalać śliwki, macerować 1-2 dni, mieszając kilka razy dziennie. Po tym czasie śliwki osączyć na sicie, wybrać przyprawy, śliwki dokładnie zmiksować blenderem, ewentualnie podgrzać (by zapach alkoholu nie dominował), w czasie podgrzewania można dolać nieco odsączonego miodu - do uzyskania gładkiej konsystencji masy. Zagnieść kruche ciasto: mąkę i skrobię wymieszać z cukrem, zagnieść szybko z zimnym masłem, pod koniec ugniatania dodając żółtko, dobrze schłodzić. Zimne ciasto rozwałkować na prostokątny placek grubości maks. 5 mm, schłodzić ponownie, upiec na lekko złoto w 165'C (ok. 15-20 min.). Na wystudzonym placku ostrożnie rozsmarować cienką warstwę masy śliwkowej. Czekoladę rozpuścić z masłem, oblać nią mazurek, udekorować skórkami owocowymi. Rewelacyjny, a co :)

PS. Mazurki piekłyśmy razem z Alcią, Anitką, Basią i Madzią i jak zawsze - Dziewczyny kochane, wielkie dzięki :)))