czwartek, 19 kwietnia 2012

Sefardyjskie charoset

Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku wygląd zewnętrzny miast orientalnych wielu podróżnikom europejskim wydawał się obrazem czystej cudowności. Wiele miast umyślnie i po uprzednim przygotowaniu starało się sprawić wrażenie fatamorgany. O tym, że nie są to przesadne opowieści europejskich wędrowców i autorów dzienników podróży, niech zaświadczą pewne toponimy: Sămarră, na przykład, etymologicznie znaczy: "radość dla tego, kto ją widzi"...
Gdy po raz pierwszy jako dziecko (z kolejki, która zjeżdżała w dół z okolicznych wzgórz) zobaczyłem Sarajevo, była to prawdziwa radość dla oczu. Naiwna etymologia jeszcze potęgowała wrażenie: Sarajevo, nagle, stało się Karavansarajevo, miało to (chyba) oznaczać: Chodź, Podróżniku, i odpocznij sobie!

Pomyśl Podróżniku o zielonych wzgórzach. Wyobraź sobie, że jedziesz serpentynami wśród wzgórz, mijasz stada owiec, pasterskie szałasy, rozwalające się drewniane chałupy i nagle dostrzegasz Miasto. Czy raczej - oczom Twym ukazuje się Miasto. Miasto z białego kamienia, Miasto z czerwonymi dachami - zjeżdżasz ze wzgórz, więc widzisz je od razu w pełnej krasie, położone w niecce, na zboczach gór, poprzecinane meandrującą, płynącą przezeń rzeką i białymi, kamiennymi mostami. Miasto - Sarajevo.

Wspinające się po wzgórzach wyznaniowe dzielnice-mahale, wąskie, brukowane ulice, niskie, białe domy pokryte czerwoną dachówką, a w centrum  rynek stanowiący wspólną przestrzeń wszystkich mieszkańców - Baščaršija z jej drewnianą zabudową i kamiennym brukiem - miejsce handlu, miejsce spotkań, obszar niespełna kilometra kwadratowego na którym pomieściły się meczet, synagoga, cerkiew prawosławna i katolicki kościół. Monumentalne, jakby żywcem przeniesione z Pragi czy Wiednia budynki teatrów, bibliotek czy hoteli postawione wzdłuż rzeki Miljacki za austro-węgierskich czasów w niezwykły sposób odcinają się a zarazem komponują z orientalnym charakterem bośniackiego głównego miasta. Miasta - Sarajeva.

Wypędzeni z Hiszpanii Żydzi sefardyjscy przybyli do Sarajeva za panowania sułtana Bajazyda - sułtana, który, przyjmując ich na swych ziemiach, o królu hiszpańskim miał powiedzieć Czy można nazwać roztropnym króla, który zubaża swój kraj, a moje imperium wzbogaca? Tyle legenda, jest jednak prawdą, że obowiązujące na terenie Imperium Osmańskiego prawo chroniące Ludy Księgi przed konwersją na islam gwarantowało dość szeroką (i realną) tolerancję, przybysze nie mieli więc wątpliwości iż słusznym i oczywistym jest  by postawić swą świątynię na głównym placu, pomiędzy meczetem a kościołem. Ulice Sarajeva zaczęły rozbrzmiewać kolejnym językiem - ladino, w pismach pojawił się kolejny alfabet, zapach potraw przypominających krainę Sefarad wymieszał się z zapachami dochodzącymi z kuchni domów tureckich, słowiańskich..

Wraz z monarchią habsburską do Sarajeva zaczęli przybywać i Żydzi aszkenazyjscy - Yerushalayim chico, Mała Jerozolima, Sarajevo.
Charoset to jedna z obowiązkowych potraw pesachowego sederu. W tradycji aszkenazyjskiej składa się zazwyczaj z jabłek, rodzynek, orzechów, charoset sefardyjskie to przede wszystkim daktyle. Z daktylowo-orzechowym charoset nawet maca smakuje wybornie :-)

Sefardyjskie charoset (przepis na podstawie Encyclopedia of Jewish Food Gila Marksa i strony eSefarad.com)

200g suszonych daktyli (szczerze polecam medjool)
100g orzechów włoskich
1 łyżeczka przypraw (cynamon+pieprz czarny+goździki)
2 łyżki czerwonego wina
150 ml wody bądź rozcieńczonego syropu z daktyli

Daktyle namoczyć, zagotować. Gotować aż zmiękną, utrzeć na gładką masę, dodać przyprawy, posiekane średnio drobno orzechy i wino, dobrze wymieszać. Podawać z macą, przymknąć oko na zbyt sentymentalny ton notki ;-)

P.S. Na życzenia wielkanocne już za późno, ale życzyć pięknej wiosny zawsze można :-) Szczerze i od serca :-)

9 komentarzy:

margot pisze...

wczoraj Basia dziś Monika felietony pisze:D o to jakie, a nie chciałybyście napisać razem książki, takiej co bym sonbie przed spaniem czytała i zaraz po przebudzenie?
a ta pasta tzn ten Sefardyjskie charoset świetny , takie smaki kocham , zdjęcie tez smakuśne

ewelajna Korniowska pisze...

To ja biorę te od serca i dziękuję tez od serca, bo na prawdziwą wiosnę oczekuję jak ta kania co dżdżu wypatruje:)
Smarowidełko pyszne, bo daktyle pyszne, opowieści... oka nie przymykam, bo lubię:) i tez bym tak chciała ze wzgórz zjechać i cieszyć oko takim widokiem... I jeszcze mieć przepis na macę...

Monika pisze...

marot > Alcia, Ty to jesteś kochana, jak zawsze :):* Nic sie nie martw, dużo blogierek książki pisze, będziesz miała co czytać ;) A z charoset można jeszcze zrobić trufelki! :)))

ewelajna > Ewelinka, zapraszam do Krk, tu już wszystkie drzewa kwitną, pachnie obłędnie, upałów nie ma ale nie leje, no wiosna :)))
Ale przepis na macę? Przecież maca jest ohydna.. :D I trzeba się z nią strasznie spieszyć! :) Ściskam :)))

ewelajna Korniowska pisze...

Oj, Ty Maluchu... Jaka ohydna? Uśmiałam się jak nie wiem co..! Od Ciebie nie byłaby. Jestem tego pewna:)

Monika pisze...

Ewelinka > :))) Koszerna mąka + woda, zagnieść, rozwałkować, podziurkować widelcem, wyrobić się z tym w 18 min., upiec :) Ale ja się za macę nie biorę ;)
Słodkich snów :)

Majana pisze...

Jak ja lubię Was czytać - Ciebie i Basię :).
Kochana Moniś charoset - to się tak fajnie nazywa i po składnikach widzę,że by mi posmakowało. Mówisz,że i trufelki można zrobić z tego, super !:)
Piękne to zdjęcie :)

Pozdrowienia serdeczne :)

margot pisze...

ha ha , powiadasz ,że dużo ,ale wiesz ja k się ma zachcianki takie to raczej kandydatki są dwie :D
a te trufelki to jak, obtaczać w czymś?

Ewelina Majdak pisze...

Wiesz co Monika to jest niesamowite, że piszecie z Basią o różnych rzeczach, ale punktem wyjściowym i końcowym jest to samo!
Uwielbiam takie posty i chociaż czuję się jak laik, który wie niewiele (albo bardzo mało) to po Waszych wpisach jest mi na bogato :)

Dobrej nocy :*
PS Nalewka jeszcze nie tknięta - szkoda mi :)

buruuberii pisze...

Tam mnie jeszcze nie bylo, a Ty tak pieknei piszesz Monika o Sarajewie... Ze te biale mosty chcialabym zobaczyc, bo w Prawdziwym Yerishalaim ich nie ma.

A charoset - balam sie, ze keidys to powiem glosno, jak uwielbiam daktyle tak bez chroset moge zyc i nie potrafie powiedziec dlaczego, moze to pierwsze w zyciu ktorego sprobowalam bylo "takie se"?

Usciski Monis!